Paweł Dunin-Wąsowicz „odmraża” zapomniane, dawno wydane, czasem znalezione na osiedlowym śmietniku, a czasem wyjęte z zakurzonego kąta antykwariatu – książki o Warszawie i z Warszawą w tle.
Są dziwacy, którzy udają się do antykwariatów, wiedząc, jaką książkę chcą kupić. Moim zdaniem cały urok takich placówek polega jednak na tym, że znajdujemy w nich publikacje, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Jako miłośnik literatury polskiej klasy B i C zebrałem spory zbiór dzieł zapomnianych autorów, tak przedwojennych, jak PRL-owskich.
Kiedy dwa lata temu przeczytałem na Facebooku apel o wsparcie dla antykwariatu Gryf wobec choroby właściciela Pawła Juzwy, zamieszczony przez jego bratanicę, udałem się tam niezwłocznie; trochę z wyrzutami sumienia, że odkąd skończyłem pracę nad Mokotowskim przewodnikiem literackim, to instytucja ta znalazła się jakby poza moimi szlakami. W lokalu z zachowanymi meblami z dawnego empiku na Dąbrowskiego pan Juzwa ucieszył się z wizyty niegdysiejszego klienta i otworzył przede mną nawet szafę na zapleczu (widziałem go wtedy ostatni raz, zmarł dwa miesiące później). Nie zawiodłem się, natrafiwszy na książki prozaików związanych na początku lat 60. z Instytutem Wydawniczym Pax – oprócz Grochowiaka i Pestki Anki Kowalskiej znałem z tej stajni już wcześniej liczne bardzo warszawskie utwory Zdzisława Umińskiego, szczególną uwagę poświęcającego subkulturze graczy wyścigowych. Tym razem wśród jedenastu wyniesionych z Gryfa tomów znalazły się dwie takie paxowskie powieści: Kryształowy klosz Andrzeja Kiełpińskiego (próba warszawskiej sagi kupiecko-fabrykanckiej) oraz Wspólne mieszkanie Zbigniewa Kuthana. Obie, podobnie jak wzmiankowana Pestka, ukazały się w1964 r.
Główny bohater Wspólnego mieszkania nazywa się Marcin Dengers i jest niezaradnym absolwentem historii sztuki, nieodnajdującym się w kombinatorstwie, jakie panuje w redakcji protestanckiego dwutygodnika „Opoka”, ani też w następnej pracy – w spółdzielni rzemieślniczej Artysta. W obu firmach służy za popychadło (dopiero za trzecim razem znajdzie sens w pracy – w Ośrodku Badań Nieletnich). Bezdomny w Warszawie, zostaje przygarnięty przez znajomego abnegata Ulbacha, zajmującego pokój w rozparcelowanym przez kwaterunek wielkim mieszkaniu małżeństwa spekulantów Dudusiów w „nowoczesnej” kamienicy przy Hożej. Poznając innych lokatorów tego „kołchozowego” mieszkania, Marcin zbliża się do dwójki młodych malarzy: Piotra i Zenona. Początkowo trochę dziwi go, że artyści walczą z zimnem, wylegując się wspólnie pod kołdrą. Razem z nimi i jeszcze jednym znajomym wybiera się na domowe przedstawienie do mieszkającego w pobliżu niejakiego Migdała, odprawiającego monodram Nokturn na krzesło dla brodatych młodzieńców i rozczochranych dziewcząt, które manifestują swą przynależność do bohemy, siedząc na obrzydliwie brudnej podłodze (w oczach swych wyznawców Migdał uchodzi za maga). Hm, coś mi to zaczęło przypominać.
Kiedy pewnej niedzieli Marcin zachodzi o poranku do malarzy, zastaje tylko Piotra nad wypitą do połowy flaszką:
„– Zenona nie ma?
– Pojechał do kochanicy, gdzieś aż na Wilanów.
– Zajął się kobietą?
– Jaką tam kobietą. My jedziemy męskim przedziałem. Ma teraz takiego pętaka, nauczyciela ze szkoły podstawowej. Jeden drań mu go podstawił, specjalnie, żeby mi na złość zrobić. […]”.
Wysłuchawszy więcej pijackich wynurzeń zazdrosnego Piotra, Marcin nie chciał pić jego wódki: „miał już dość jego ekshibicjonistycznych opowiadań. Pederastów w gruncie rzeczy bał się trochę i jednocześnie brzydził. Słyszał niejednokrotnie, że to właściwie ludzie chorzy, ale teraz, przyjrzawszy się im bliżej, widział, że ta choroba może być zaciekła jak opętanie”.
Po powrocie z wakacji Marcin („dramaty pederastów miały dlań jakiś kuchenny posmak”) dowiaduje się od Piotra o tragedii, jaką przeżył Zenon – pojechał za kolejnym smarkaczem, który miał zorganizować program świetlicowy na koloniach na Pomorzu. Kiedy wypłynęli we dwójkę na jezioro, ich kajak wywrócił się i kochanek Zenona utonął. Malarza dręczyły wyrzuty sumienia, że „w tej wodzie to on ostatecznie tamtego od siebie odepchnął czy też tylko mu się tak zdawało…”.
Ależ, oczywiście, już o tym czytałem!
Wydawało się, że historia kajakowej traumy została upubliczniona dopiero w książce Miron. Wspomnienia o poecie, wydanej w 1996 r. przez Hannę Kirchner, która zebrała relacje znajomych poety. Szczegóły poznaliśmy dziesięć lat temu, kiedy ukazały się Tajny dziennik Mirona Białoszewskiego oraz bardzo osobisty szkic biograficzny Człowiek Miron autorstwa Tadeusza Sobolewskiego. Wypadek, w którego wyniku stracił życie przyjaciel poety Julian A., wydarzył się 15 sierpnia 1959 r. koło Ełku, a Białoszewski opisał go w swoim dzienniku ponad ćwierć wieku później – 26 marca 1976 r. Sobolewski przytoczył w swojej książce słowa Ludmiły Murawskiej (malarki i aktorki, członkini zespołu Teatru na Tarczyńskiej i Teatru Osobnego), która wspominała, iż Leszek Soliński – malarz, były partner, a potem współlokator Białoszewskiego – mówił, że Miron ma człowieka na sumieniu.
Zaraz po pierwszej lekturze Wspólnego mieszkania skontaktowałem się z Tadeuszem Sobolewskim, który od 1970 r. przez kilkanaście lat pozostawał w orbicie Białoszewskiego, zaprzyjaźnionego dodatkowo z matką jego żony, Jadwigą Stańczakową. Okazało się, że autor Człowieka Mirona dowiedział się o istnieniu książki Kuthana dopiero ode mnie, w 2020 r. Trudno się jednak dziwić, że Białoszewski nie rozpowiadał o tej publikacji i z pewnością nie chciał zostać takim właśnie bohaterem literackim.
Zbigniew Kuthan (1923-1996) był synem aktywnego w pierwszych powojennych latach prywatnego wydawcy Eugeniusza Kuthana. Wspólne mieszkanie to jego jedyna powieść; pisał libretta musicali oraz teksty piosenek (śpiewali je m.in. Framerowie, Anna German i Karin Stanek), działał też w stowarzyszeniach twórczych, pełniąc kierownicze funkcje.
Miron Białoszewski (1922-1983) nie mieszkał na Hożej, choć umarł właśnie przy tej ulicy (kamienica nr 72) w mieszkaniu Jadwigi Stańczakowej. Na przełomie lat 40. i 50. był natomiast sublokatorem w „kołchozie” przy ul. Poznańskiej 37; początkowo przemieszkiwał tam także jego ojciec o imieniu… Zenon, urzędnik pocztowy. Odwiedzał Mirona tam Soliński, z którym niebawem, w 1958 r., poeta zamieszkał przy pl. Dąbrowskiego 7 m. 13, otrzymawszy – jako obiecujący twórca po debiucie Obroty rzeczy – samodzielne lokum. Był to pokój z kuchnią, w których po rozpadzie Teatru na Tarczyńskiej odbywały się przedstawienia Teatru Osobnego.
Kuthan rozpisał zatem Białoszewskiego na dwie osoby – maga Migdała i malarza Zenona.
Na Hożej przetrwały dwie „nowoczesne” kamienice wybudowane tuż przed II wojną światową – to numery 27A oraz 35. Ciekawe, w której Zbigniew Kuthan wyobrażał sobie powieściowe wspólne mieszkanie?