14.4 C
Warszawa
wtorek, 30 kwietnia, 2024

Pójdźmy wszyscy do stajenki – czyli kilka słów o tym, jak świętują i świętowali warszawiacy

Autor: Tatiana Hardej
Zdjęcie tytułowe: Wigilia w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, 1904 r. / Polona

Boże Narodzenie w Warszawie to tylko pozornie czas pokoju i pojednania. Właśnie wtedy ruszają jednak do walki: zupa grzybowa z barszczem z uszkami, sernik z makowcem, złota gwiazda z czubem choinkowym. Co kuchnia – to obyczaj, co dom – to całkiem inne święta.

Jeśli coś stanowi wspólny mianownik zwyczajów bożonarodzeniowych stolicy, to różnorodność. Ludzie przybywający z różnych stron przywożą w słynnych słoikach obyczajowość i kulturę, która szczególnie daje o sobie znać w te wyjątkowe dni w roku. Począwszy od przedświątecznych zakupów, a na menu wigilijnym skończywszy, każdy szuka w czasie Bożego Narodzenia tego, co zgubił: atmosfery rodzinnego domu, zapachów dzieciństwa, czasu, który nie chce wrócić. Jak dziś obchodzi się święta w Warszawie? Jak obchodzono je kiedyś?

Anioł pasterzom mówił

O świętach zaczynano myśleć już w listopadzie. Pod koniec miesiąca zaczynał się adwent, a wraz z nim – post. „W samym początku zaopatrzyć się w baryłki śledzi na cały adwent, moczyć, wędzić, marynować – radziła Lucyna Ćwierczakiewiczowa w popularnym w XIX w. kalendarzu. – Wolnym czasem piec pierniki, makagigi, marcepany. Wieczorami szyć kolendy dla dzieci, domowników i biednych. Przed świętami zająć się oczyszczeniem mieszkania, zaprawieniem jadalnego pokoju, który nigdy nie wytrzyma tak długo jak inne, praniem zabrudzonych firanek, aby na ostatni tydzień nie zostało zbyt dużo roboty”.

W kościołach rozpoczynały się przygotowania duchowe, a w mieście kwitła okolicznościowa dobroczynność. Organizowano specjalne stragany, na których sprzedawali co bogatsi warszawiacy (a zwłaszcza warszawianki). Wystawiano własnoręcznie przygotowane ozdoby oraz towary zebrane wśród arystokratycznych znajomych. I chociaż czasem nie chodziło wyłącznie o pomoc, ale także o rywalizację i popularność, cel był szlachetny, a Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności wzbogacało się o przyzwoite kwoty.

W adwencie cała stolica ruszała oczywiście na zakupy. Elity przełomu wieków wybierały choćby Dom Mody Bogusław Herse przy Marszałkowskiej, Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy czy luksusowe sklepy w centrum miasta. Biedniejszym pozostawały bazary i zakupy „u Żyda” – w rejonie dzisiejszego Muranowa.

Także w PRL-u tuż przed świętami można było liczyć na to, że do sklepów trafi nieco bardziej wykwintny towar. „Na święta kupowało się baleron, który dla mojej mamy był chyba wędliną luksusową, a dla mnie – obrzydliwym, tłustym mięsem, którego nie byłam w stanie przeżuć” – wspominała sąsiadka. W większości mieszkań przybywał przed Wigilią dodatkowy lokator – karp, który pokornie czekał w wannie na swój los. Jeśli czegoś brakowało w sklepach, na pewno można to było znaleźć na Bazarze Różyckiego – niejedno dziecko lat 70. tylko tam miało okazję obejrzeć pomarańcze czy mandarynki. A ponieważ zakupy bywały wyczerpujące, „Stolica” podpowiadała: „Pośpiech, brak wind, a także przedświąteczne zakupy przyprawiają wielu warszawiaków o zmęczenie i bóle nóg. Aby choć trochę pomóc im w przyjemnym wyszukiwaniu prezentów, przypominamy, że od pewnego czasu w przejściu pomiędzy Domami Towarowymi Wars i Sawa zainstalowano automat do wibracyjnego masażu nóg. Koszt minutowej kuracji – 2 złote. Czy pomaga – to kwestia gustu… ale spróbować można”.

Bóg się rodzi

Poza prezentami najważniejszymi przedświątecznymi sprawunkami był opłatek i choinka. W XIX-wiecznej Warszawie jedni mówili, że najlepszy opłatek pieką bernardyni, inni uznawali tylko ten od sakramentek na Nowym Mieście. Niemal każdy zakon miał własną recepturę. Opłatek dużo bardziej niż obecnie wiązał się wówczas z chrześcijańskim rytuałem. Nie można go było kupić w sklepach, nie roznosiły go dziewczyny przebrane za aniołki. Typowo polski zwyczaj łamania się opłatkiem sprawia, że myślimy o Bożym Narodzeniu jako o święcie dobra i pojednania.

Najpiękniejsze choinki sprzedawano podobno w stolicy na Rynku Starego Miasta i w okolicach Ogrodu Saskiego. Tradycja ubierania świątecznego drzewka przybyła do Warszawy wraz z zaborem pruskim. Protestancka choinka, początkowo wieszana pod sufitem, zastąpiła swojski snopek ustawiany w kącie mieszkania. W Warszawie choinkowa moda przyjęła się wyjątkowo szybko. Współcześni socjologowie słusznie zauważyli jednak „zmienność rozmiarów i stopnia dekoracyjnej atrakcyjności choinki w zależności od wieku dziecka. […] Im dziecko mniejsze, tym choinka większa i ubierana w sposób bardziej staranny i atrakcyjny. Jej rozmiary kurczą się stopniowo, a dekoracja staje się uboższa, mniej staranna, w miarę wzrastania młodocianych uczestników zimowego świętowania” – pisze Jadwiga Komorowska w książce Świąteczne zwyczaje domowe w wielkim mieście. Studium na przykładzie Warszawy.

Osobną kategorię stanowi XX-wieczny wynalazek w postaci sztucznych choinek. Podobno można dodatkowo dokupić zapach świerka „jak prawdziwy”…

Cicha noc

Drzewka dekorowano orzechami, jabłkami, ozdobami wykonanymi z barwionych opłatków, ze słomy, z myślą o dzieciach wieszano na gałązkach słodycze. W XIX-wiecznej stolicy można było kupić nawet kompletnie ubraną choinkę – często okazywało się jednak, że zamiast orzechów wiszą na niej pomalowane na złoto ziemniaki. Później pojawiły się szklane bombki, dość często zastępowane w ostatnich latach plastikowymi „odpowiednikami”. Typowo warszawskie są natomiast włosy anielskie – po tę ozdobę trzeba było przyjechać na stołeczne stragany.

Im bliżej kolacji wigilijnej, tym bardziej daje o sobie znać stołeczna różnorodność. Najmniej kontrowersyjna bywa decyzja, co powinno się znaleźć na najwyższej gałązce choinki – gwiazda przypominająca tę betlejemską czy czub. Gorzej z wyborem wigilijnego menu. Co na początek? Zupa grzybowa? Barszcz czerwony z uszkami? Zupa fasolowa z suszonymi śliwkami? W jakiej postaci na wieczerzę powinny trafić śledzie? Pod pierzynką? Po kaszubsku? W oleju z cebulką? Co z karpiem – królem wigilijnego stołu? Teoretycznie miał być tanią rybą, na którą wszyscy mogli sobie pozwolić, dziś osiąga nieprzyzwoitą cenę łososia. Ryba po grecku konkuruje z tą w galarecie, pierogi z kapustą z tymi z grzybami, kapusta z grochem – z gotowaną fasolą. A nie doszliśmy jeszcze do deseru! Tradycyjna strucla makowa i sernik wcale nie są aż tak powszechne w stolicy, jak mogłoby się wydawać. W czasie niejednej wigilii na stole znajdą się tylko słodkie racuchy i kluski z makiem; ciasta – także różnorodne pierniki i torty – czekają na pierwszy dzień świąt. W wielu domach pojawiają się potrawy o egzotycznych nazwach, przypominające miejsca, skąd pochodzili dziadkowie czy rodzice: kutia, śliżyki, makagigi…

A jak było dawniej? Na pewno mniej egalitarnie. W biednych domach na wieczerzy królowały śledzie, kapusta i kluski z makiem. W zamożnych podawano szczupaki, liny, okonie, karpie, łososie, raki czy minogi, z którym komponowano dania dość wykwintne, aczkolwiek postne. Dość powszechne było zostawianie pustego miejsca – w czasach zaborów wymowne tym bardziej, że upamiętniało bliskich, którzy zginęli lub zostali wywiezieni na Syberię. Pamiętano także o 12 potrawach, ale ten plan był akurat nie do zrealizowania w uboższych rodzinach.

W żłobie leży

Typowo miejski – a więc i warszawski – XIX-wieczny zwyczaj stanowiły tzw. ewangeliczki. W Wigilię chodzili po domach studenci oraz uczniowie i czytali fragment Ewangelii, prosząc o datki. Urozmaiceniem znacznie późniejszych świąt na Targówku, Nowym Bródnie, Szmulowiznie i Kamionku – pisał z kolei Stefan Wiechecki Wiech – były Herody. Takie występy rządziły się swoimi prawami, z których najważniejsze brzmiało: „Religijnego przedstawienia pod gazem nie można odgrywać. Pan szanowny nie ma pojęcia, co się wyrabia, jak na przykład taki diabeł się naoliwi”.

Warszawiacy chętnie odwiedzali w Boże Narodzenie urządzane w świątyniach szopki. Już Jędrzej Kitowicz opowiadał o bernardynach, którzy „wystawiali kołyskę Chrystusa Pana nowo narodzonego, […] w izbie jakiej gościnnej przy forcie klasztornéj będącej”: „Całe zgromadzenie klasztorne klęcząc, formowało cyrkuł około kolebki, śpiewając pieśni stosownie ułożone. Gwardyan z jednéj strony, a pierwszy po nim w stopniu godności z drugiéj, klęcząc, kołysali kolebkę, śpiewając razem z drugimi. Po skończeniu pieśni gwardyan powstawszy, mówił modlitwę z wierszem i odpowiednio śpiewanym tonem; potém dawał ludowi zgromadzonemu aspersią i na tém kończyła się ceremonia, która nie trwała dłużej nad pół godziny i nie bywała tylko raz jeden w rok, w sam dzień Bożego Narodzenia”. Odwiedzanie szopek, zwłaszcza tych wyjątkowych, nadal jest bardzo popularne. Przy katedrze polowej WP w stajence grzeją Dzieciątko żywe zwierzęta, w Lesie Bielańskim stoją postacie wyrzeźbione przez Józefa Wilkonia, a u kapucynów na Miodowej można zajrzeć do niegdyś fascynującej i niezwykłej szopki ruchomej.

Już w XIX w. zanikł, a w zasadzie został zakazany, zwyczaj obrzucania kapłanów owsem w drugi dzień świąt na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. Okazało się bowiem, że w stronę mniej lubianych księży lecą nie tylko ziarna, ale także… kamyki.

Co jeszcze robi się w święta w Warszawie? „Najczęściej rozmawia się lub ogląda telewizję – przyznawał w latach 80. jeden z rozmówców Jadwigi Komorowskiej. – Telewizja w tym momencie nie przeszkadza, nie psuje nastroju, jest jakby nieodłącznym składnikiem święta”. Zwłaszcza jeśli jak co roku leci Kevin sam w domu.

Lulajże, Jezuniu

Zmienia się świat, zmieniają się także bożonarodzeniowe zwyczaje. „Z bardzo rozbudowanego niegdyś kultu poszczególnych świętych w świątecznej kulturze współczesnej rodziny wielkomiejskiej pozostały dziś zaledwie nikłe ślady. Ostał się jedynie św. Mikołaj” – pisze Jadwiga Komorowska. Mikołaj oznacza oczywiście prezenty, ale czasem nawet te przynosi Gwiazdka czy Aniołek, w zależności od tego, skąd pochodzą obecni mieszkańcy Warszawy. Chyba coraz rzadziej pod choinką znajduje się rózga dla niegrzecznych dzieci, a przecież przed laty bywało i tak: „Zdarza się, że obok upominku, niezależnie czy to dla starszego, czy dla dziecka, trafia się i rózga, wtedy obdarowany musi przyrzec poprawę”. Zresztą niejeden warszawski Mikołaj, zwłaszcza ten z opowieści Wiecha, zasługiwałby na reprymendę. Pan Karol zatrudnił do rozdawania prezentów dozorcę Mateusza, który tak obrazowo zaczął pouczać dzieci, że „już w połowie przemówienia pani Karolowa padła zemdlona pod choinką. Pan Karol zdrętwiał, a dzieci klaskały w rączki i krzyczały: – „Jeszcze raz, jeszcze raz święty Mikołaju, bo chcemy to sobie zapisać”. Z powyższego wynika, że święty Mikołaj powinien być na czczo, a w każdym razie nie należy go dobijać w kuchni angielką czystej zakropionej”.

Im mocniej święta tracą charakter sakralny, tym bardziej zmieniają się towarzyszące im obrzędy. Obecność na odprawianej o północy pasterce była kiedyś niemal obowiązkowa, a w świątyni gromadziły się tłumy. „Co przyjdę do kościoła, to choinka” – mawiali ci, którzy bywali na mszy tylko raz w roku. W ogóle zresztą coraz mniej zwyczajów jest obowiązkowych, a wielu warszawiaków wyjeżdża na święta już nie tylko do rodziny, ale także do ciepłych krajów.

W obliczu świąt nieco zanika także równouprawnienie, a zwyczaje podtrzymują i przekazują głównie kobiety. „Zadaniem naszego taty jest oprawienie choinki w stojak i założenie elektrycznych lampek” – ten opis męskiego zaangażowania bywa aktualny w wielu warszawskich domach, w których reszta świątecznych obowiązków spada na kobiety. „My gotujemy, ty świętujesz” – zachęca co prawda jedna z warszawskich firm cateringowych, tylko czy coś zastąpi zapach piernika pieczonego we własnej kuchni?

„Zaraz po świętach wchodzimy w zwykły pośpiech i chaos, w codzienne troski i kłopoty, ale coś z atmosfery świąt chyba jednak zostaje i może ten chaos przez jakiś czas jest mniejszy?” – i właśnie tego Państwu i sobie życzymy.


O świętach pisali także:

J. Komorowska, Świąteczne zwyczaje domowe w wielkim mieście. Studium na przykładzie Warszawy, Warszawa 1984

„Warszawski Magazyn Ilustrowany Stolica”, 1976.12.12

L. Ćwierczakiewiczowa, Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów, Warszawa, druk. K. Kowalewskiego, 1875-1898, http://katalog.nukat.edu.pl/search/query?match_1=PHRASE&field_1=a&term_1=%C4%86wierczakiewiczowa,+Lucyna+%281829-1901%29.&theme=nukat (dostęp: 21.12.2022)

Stefan Wiechecki, Wiech na 102!, Warszawa 1987

J. Kitowicz, Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III, https://literat.ug.edu.pl/kitowic/index.htm (dostęp: 21.12.2022)


ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj