1.5 C
Warszawa
niedziela, 22 grudnia, 2024

Spacer przez Las Bielański

Autor: Jerzy S. Majewski

Warszawskie Bielany słyną z kościoła i klasztoru kamedułów. W przeciwieństwie do krakowskich Bielan w warszawskim klasztorze nie ma już zakonników…

Młodzi ludzie zapełniający dziś budynki stojące na terenie dawnego założenia kamedulskiego to uczniowie szkół katolickich oraz Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW). Nasz wirtualny spacer przez Las Bielański zaczynamy przed fasadą kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Dewajtis 3.

W 1634 r. król Władysław IV ślubował wystawienie tu klasztoru. Po odniesionym zwycięstwie ślubu dotrzymał, fundując w 1639 r. kościół i klasztor kamedułów. Zakonników sprowadził z Bielan pod Krakowem. Obecna świątynia pokamedulska, wznosząca się w najwyższym punkcie lasu, na „Górze Pólkowskiej”, niemal przy samym brzegu Wisły, jest jednak nowsza, stanęła w latach1669-1710. Fasada jest dość „sztywna”. Za to zaskakuje wnętrze o eliptycznej nawie i sklepieniach pokrytych dekoracją rokokową, dość frywolną jak na regułę eremickiego zakonu kamedułów.

Kościół ma swoje tajemnice. W jego nawie, w skrytce za portretem Michała Korybuta Wiśniowieckiego, schowana jest srebrna puszka z sercem tegoż króla, zmarłego w 1673 r., oraz podobne naczynie z sercem Klary Izabeli Eugenii Genowefy de Mailly Lascaris Pac, zapewne królewskiej faworyty.

Władysław IV ufundował drewnianą kaplicę i klasztor. Od tamtej pory kolejni monarchowie byli tu stałymi gośćmi. Fundatorem obecnego kościoła był wprawdzie król Michał Korybut Wiśniowiecki, ale prace udało się dokończyć dopiero dzięki wsparciu finansowemu podkomorzego nurskiego Jana Kazimierza Brzezińskiego.

Inna tajemnica kryje się pod samą świątynią. W mrocznej przestrzeni piwnic pod kolebkowym sklepieniem sacrum współistnieje z profanum. Studenci mają tu swoje artystyczne przytulisko, organizują spektakle i koncerty. A tuż obok, w dwóch pomieszczeniach oddzielonych drewnianymi drzwiami od głównej nawy piwnic, spoczywają w katakumbach kameduli. Ich ciała wsunięte są w wykonane w murze otwory i zasłonięte tablicami z inskrypcjami.

Równie interesujące są maleńkie domki na tyłach kościoła, ozdobione herbami znakomitych rodów. To eremy – czyli pustelnie, w których aż do 1904 r. mieszkali samotnie zakonnicy, przestrzegając niesłychanie ścisłej reguły. W jednym z domków dziś znajduje się mikroskopijne muzeum kamedułów. Sama nazwa Bielany wzięła się od białych habitów zakonników. To do tego klasztoru Henryk Sienkiewicz zesłał po przeżyciach sercowych Michała Wołodyjowskiego. Klasztor był pierwotnie otoczony murem.

Na zewnątrz kościoła (na lewo od fasady) od 1826 r. znajduje się grobowiec Stanisława Staszica. Pochowano go tu zgodnie z jego wolą. Trumnę z jego ciałem przeniesiono w kondukcie żałobnym z Pałacu Staszica przy Krakowskim Przedmieściu. Mogiła uczonego i działacza politycznego szybko stała się celem patriotycznych pielgrzymek, m.in. przyszłych powstańców listopadowych.

Zarówno klasztor, jak i same Bielany kojarzą się nam z majówkami i wielkimi odpustami w Zielone Świątki. Według kronik kamedulskich zwyczaj odpustów i świętowania w Bielanach datuje się od 1673 r. W drugi dzień Zielonych Świątek w uroczystej procesji przeniesiono obraz św. Bonifacego z kolegiaty św. Jana w Starej Warszawie do kamedułów na Bielanach.

Jak czytamy w artykule Władysława Lecha Karwackiego, opublikowanego na łamach „Kroniki Warszawy”: „Wśród rzemieślników Starego Miasta żyła legenda utrzymująca inną wersję początku zabaw ludowych na Bielanach. Głosiła ona, że zwyczaj zbiorowej pielgrzymki do pustelni kamedulskiej w Zielone Świątki wywodził się od czasów Jana Kazimierza. Podobno istniał zwyczaj urządzania w tym dniu ślubu ubogiej i cnotliwej panny ze Starego Miasta, nad losem której i zabezpieczeniem przyszłości czuwali rzemieślnicy. Wesele takiej panny odbywało się zawsze we wsi Golędzinów na prawym brzegu Wisły, gdzie przeprawiano się przybranymi zielenią i kwiatami promami. Goście weselni zbierali między sobą pieniądze na posag dla panny młodej, odbywało się huczne weselisko z tańcami. Kiedy za panowania Jana Kazimierza na Pradze stanęli Szwedzi, coroczną uroczystość ślubu ubogiej panny trzeba było przenieść na Bielany. Po odejściu Szwedów nie wrócono już do Golędzinowa, ponieważ nowe miejsce tych dorocznych uroczystości bardziej przypadło do gustu warszawskim rzemieślnikom”.

Odpust bielański szczególnie uroczyście obchodzono w dobie Augustów. Jeżeli tylko obaj królowie bawili w Warszawie, w Zielone Świątki zawsze przybywali wraz z całym dworem na Bielany. Podobnie było za króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który nigdy nie opuszczał tych uroczystości. Olśniewającą fetę Stanisław August urządził tu w roku 1766. Jak pisał Karwacki, realizacją projektu zajął się wówczas starosta brodnicki Karol Schmidt, a projekt sporządził toruńczyk, architekt Efraim Szreger (Ephraim Schröger): „Brzegi Wisły, place i specjalnie wytyczone aleje w lesie bielańskim przystrojono girlandami z kwiatów i szarf, obeliskami, piramidami oraz ławkami, a od strony Wisły wybudowano schody z pięknymi bramami. W jednym końcu placu wzniesiono rodzaj twierdzy z namiotami na bufety dla sfer wyższych, a drugi przemieniono na rynek z ratuszem, gdzie miało się bawić pospólstwo. Najpierw na łodziach i gondolach przypłynęli rajcy miejscy, magnateria oraz Bachus, bachantki i alegoryczne postacie przedstawiające boginie rzeki, lasu oraz Syreny. Wkrótce na statku przypłynął król wraz z dworem i świtą. Niejaka pani Walterowa, przebrana za alegorię Wisły, wygłosiła panegiryk na cześć Stanisława Augusta i obdarowała go bukietem kwiatów polnych; z ustawionych na brzegu i na statkach armat rozległ się powitalny salut”. W 1781 r. Stanisławowi Augustowi w pielgrzymce na Bielany towarzyszył pruski dyplomata hr. Ernest Ahaswer Henryk Lehndorff: „Jedziemy w licznym towarzystwie na Bielany; o pół mili od miasta, dokąd w drugi dzień świąt podąża zawsze cała Warszawa. Wielcy panowie przybywają tam zawsze we wspaniałych karetach, a lud w świątecznych strojach. Klasztor kamedułów jest tego dnia raz w roku otwarty dla publiczności, tak dalece, że gdy udaje się tam król, to nawet damy tam wstępują. Król przybył, lecz nie wysiada. Wskutek czego kobiety nie mogą wejść do klasztoru, z czego wydają się niezadowoleni zarówno bracia, jako też cały zgromadzony tłum. Co się tyczy naszego towarzystwa, to po spacerze i po obejrzeniu zabawnej walki żony z mężem siadamy do powozu, by udać się na Powązki, gdzie oczekiwała nas księżna Adamowa Czartoryska” – relacjonował Lehndorff. Zielone Świątki były jedynym dniem w ciągu roku, kiedy do kościoła wpuszczano kobiety i to tylko w towarzystwie królewskiego dworu. Nazajutrz, po wizytacji pań, braciszkowie starannie wymywali podłogi i ławki w kościele.

W 1810 r. na Bielanach bawił król saski i książę warszawski Fryderyk August.

W kolejnym stuleciu, w czasach istnienia konstytucyjnego Królestwa Polskiego (1815-1831), pierwszy dzień Zielonych Świątek rozpoczynał sezon wyjazdów na Bielany, gdzie od dawien dawna urządzano odpust. Tłumy były ogromne. I tak, 11 czerwca 1821 r., w drodze na Bielany na rogatkach marymonckich naliczono aż 2 tys. pojazdów. Nie wszyscy mieli jednak karety i ubożsi na Bielany przychodzili z Warszawy pieszo, inni zaś przypływali łodziami i statkami wiślanymi. Mówiono o konieczności zaprowadzenia stałej linii omnibusu. Stało się to już w 1822 r. W zabawie nie przeszkadzała zła pogoda. W Zielone Świątki 1821 r. tłumy przybyły pomimo deszczu, chroniąc się pod parasolkami. Osoby niższych stanów bawiły już od rana. Lepsze towarzystwo pojawiało się jednak dopiero ok. szóstej po południu. Pośród drzew rozstawiono wiele namiotów z bufetami. Gdy tylko zaczynało padać, cisnęli się tam ludzie, a chłodników i napojów ledwo starczało dla wszystkich. W tymże 1821 r. dziennikarz „Kuriera Warszawskiego” zwrócił uwagę, że przybyło więcej dam niż zazwyczaj, a damskie kapelusze widziano prawie wyłącznie w dwóch kolorach: białym i różowym. Porządku pilnowało wojsko i poza kilkoma pijanymi, którzy stoczyli się ze skarpy, oraz drobnymi kradzieżami, nie odnotowano żadnych incydentów.

W 1825 r. ludzi było jeszcze więcej, a odpust przybrał szczególnie uroczysty charakter. Swoją obecnością (na kilka miesięcy przed śmiercią) zaszczycił go car i król Polski Aleksander I.

Sześćdziesiąt lat później w innej Polsce i innej Warszawie w Zielone Świątki Las Bielański nadal przyciągał tłumy. Zachowała się fotografia Konrada Brandla z 1885 r. ukazująca mieszkańców Warszawy na majówce w Lesie Bielańskim. Musiała to być nie lada wyprawa. Panie zabrały ze sobą nie tylko wielkie kosze piknikowe, lecz także solidne samowary.

Na wprost kościoła od strony ulicy Dewajtis wznosi się kompleks budynków z lat 80. XX w., zrealizowany dla Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego. Jeszcze w początku lat 80. XX w. stały tu ruiny ogromnego kompleksu sierocińca i szkoły księży marianów wzniesionego w latach 20. XX w. Budynek spłonął w 1939 r., a po wojnie komuniści usunęli marianów z Bielan, przekazując zabudowania Akademii Teologii Katolickiej. Dodajmy, że dziś nie ma tu seminarium, które powróciło na Krakowskie Przedmieście. Budynki, zaprojektowane przez Leszka Klajnerta, zajmowane są dziś przez katolickie instytucje oświatowe.

Ulica Dewajtis wije się dalej od zespołu pokamedulskiego z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego w kierunku ulicy Marymonckiej. To chyba jedyna taka ulica w dzisiejszych granicach Warszawy, wzdłuż niej wciąż rosną bowiem majestatyczne dęby, w pełni uzasadniając nazwę ulicy. Niektóre z nich mają po kilkaset lat, przypominają, że Las Bielański jest pozostałością dawnej Puszczy Mazowieckiej.

W tym miejscu warto wspomnieć, że podczas okupacji niemieckiej, od 1939 r. aż do końca 1944 r., w Lesie Bielańskim stacjonowało wiele niemieckich jednostek. W zabudowaniach marianów mieszkał Legion Uzbecki. W samym lesie rozłożył się wielki obóz polowy Luftwaffe. Maskowały go z góry nie tylko drzewa, ale i siatki ochronne. Działo się tak dlatego, że w pobliżu, za Marymoncką na Wrzecionie, znajdowało się polowe lotnisko bielańskie. W czasie II wojny światowej zostało rozbudowane przez Niemców, a od 1941 r. znajdowała się na nim tymczasowa baza dla formacji lotniczych z frontu wschodniego. Na nim m.in. uzupełniano ich sprzęt oraz stany osobowe. Stamtąd też w czasie powstania warszawskiego startowały niemieckie samoloty bombardujące Warszawę.

My jednak, opuszczając teren Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, skręćmy nie w kierunku Marymonckiej, lecz na prawo, w stronę Wisły. Dochodzimy do tarasu widokowego. Tutaj, pośrodku, rośnie dąb posadzony w 1966 r. dla upamiętnienia 1000-lecia chrztu polski i istnienia państwa polskiego. Mniej więcej w tym miejscu, na skarpie, Bolesław Prus w Lalce ulokował scenę pojedynku Stanisława Wokulskiego z baronem Krzeszowieckim. Dodajmy, że na Bielany Wokulski dotarł tradycyjną drogą, wzdłuż brzegu Wisły. My w dół schodzimy asfaltową szosą (ulica Pergaminów). Już na dole z prawej strony pod skarpą ujrzymy zdrój w formie obelisku z wazą na szczycie i metalową płaskorzeźbą ryby wylewającej wodę z pyska. Zdrój wzniesiono zgodnie z projektem Henryka Marconiego w 1835 r. Stało się to staraniem Instytutu Agronomicznego na Marymoncie, który po powstaniu listopadowym i reaktywacji w 1836 r. był przez szereg lat jedyną wyższą uczelnią w Warszawie. Płaskorzeźba ryby jest znacznie młodsza od samego obelisku. Jak dobrze się przyjrzeć, to na kamiennym zdroju zobaczymy poziom, do jakiego podniosły się wody Wisły w trakcie powodzi w 1880 oraz 1891 r.

Stąd przejdźmy ku Wiśle pod wiaduktem Wisłostrady. Powstał on w połowie lat 70. XX w. Przecinając ścieżkę rowerową, dochodzimy do brzegu rzeki. Niegdyś dobijały tu statki przywożące od maja po jesień niedzielnych spacerowiczów z Warszawy. Pływały tu z centrum miasta od schyłku XIX w. aż po lata 60. XX w. Na wysokości Lasu Bielańskiego nie było jednak przystani z prawdziwego zdarzenia. Ze statku zrzucano trap bezpośrednio na piaszczysty brzeg. Ale już przed 1939 r. w pobliże Lasu Bielańskiego można było dojechać aż trzema liniami tramwajowymi. I tak, linie nr 15 i 17 dochodziły Marymoncką do Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, czyli późniejszego AWF-u, zaś linia nr 14 na Marymont.

            Z brzegu tą samą drogą zawracamy w kierunku ulicy Dewajtis Zanim jednak miniemy ogrodzenie dawnego seminarium duchownego, skręcamy na prawo drogą do lasu. Z prawej strony krawędź skarpy przecinają głębokie jary wyżłobione przez wodę i zarośnięte wysokopiennym lasem. Od tej strony dochodzi do nas szum Wisłostrady.

Wijącą się ścieżką ostatecznie dojdziemy do betonowego słupka z cyfrą 2. Tu należy ostro skręcić w lewo. Już po kilkudziesięciu metrach natykamy się na głęboki rów oraz resztki wału. Są to pozostałości rosyjskiej twierdzy Warszawa. W tym miejscu Rosjanie wznieśli niegdyś potężny, ceglano-ziemny fort Bielany. Był to jeden z fortów zewnętrznego pierścienia twierdzy Warszawa. Jego zadaniem było blokowanie dostępu do miasta pomiędzy Wisłą a szosą Nowogieorgijewską do Modlina (dzisiejszą Marymoncką). Była to budowla o narysie bastionowym, wyposażonym m.in. w ceglane koszary szyjowe i równie silne kaponiery, służące do ostrzału wnętrza fos. Rosjanie po zmianie doktryny obronnej fort rozbroili i wysadzili w powietrze jeszcze przed 1914 r. Z czasem dokonano rozbiórek reliktów. W rezultacie z budowli nie pozostało niemal nic, poza fragmentami wałów ziemnych oraz wciąż głębokich fos. „Nie jest to miejsce, które może zafascynować miłośników architektury obronnej, lecz jego umiejscowienie jest atrakcyjnie turystycznie” – piszą Piotr Oleńczak i Teodor Tuszko w książce Twierdza Warszawa. Pomimo to miejsce pobudza wyobraźnię, stanowiąc chyba najmocniejszy akcent militarny na terenie Lasu Bielańskiego.

Wzdłuż wału ścieżka prowadzi do dużej polany. To m.in. w tym rejonie znajdowały się place zabaw w latach międzywojennych oraz w pierwszych dziesięcioleciach po II wojnie światowej. Stał tam m.in. budynek kawiarni, były kręgi taneczne. Dziś nie ma po nich śladu, choć na polanie stoją wiaty piknikowe.

Zwyczaj wyjazdów na niedzielne majówki w Lesie Bielańskim znalazł swoje odbicie w kilku filmach fabularnych z lat 30. i 50. XX w. Zacznijmy od komedii Ja tu rządzę z 1939 r. (reż. Mieczysław Krawicz) – zdjęcia niekoniecznie były kręcone na miejscu, jednak omawiana tu scena na pewno rozgrywa się w Lesie Bielańskim. Bohaterowie (m.in. Ina Benita i Zbigniew Rakowiecki oraz członkowie chóru Dana) tańczą pomiędzy drzewami do muzyki granej na akordeonie. Oparte o drzewa rowery świadczą o tym, że w latach 30., tak jak i dziś, dla wielu osób Las był celem niedzielnych wycieczek rowerowych. Już w gruncie rzeczy nie zamiejskich – gdyż w 1930 r. Las Bielański włączono w granice Warszawy. W 1934 r. stał się on własnością miasta. Tańczącym w lesie fotograficy uliczni, nazywani leicarzami, robili zdjęcia na pamiątkę. I takie sceny oglądamy w filmie, kręconym latem 1939 r. Kolejny film to komedia Irena do domu! z 1955 r. (w reżyserii Jana Fethkego) – do Lasu Bielańskiego zaglądamy w niedzielne popołudnie, wszędzie widać nieprzebrane tłumy, a ze sceny Maria Koterbska śpiewa „Karuzela, karuzela/ na Bielanach co niedziela/ Śmiechu beczka i wesela/ A muzyczka, muzyczka nam gra”. Niektóre zakątki lasu przypominały lunapark pomiędzy drzewami. Na stojąco bawiono się na ogromnych huśtawkach w formie dużych łodzi. Takie same znali dziadkowie i pradziadkowie bohaterów filmu, huśtający się w XIX stuleciu jeszcze na terenie placu zabaw ludowych zajętym później przez park Ujazdowski. Kręciła się karuzela, niemal każdy zakątek ogromnej polany zajmowany był przez opalających się. Leżeli bezpośrednio na trawie, czasem na kocu. Zajadali kanapki, jajka na twardo i kiszone ogórki przyniesione w koszach. Inni zajmowali do ostatniego stolika miejsca w kawiarni czy raczej w gospodzie.

Kiedy w 1955 r. Maria Koterbska śpiewała Karuzelę na Bielanach, niedzielne zabawy w Lesie przyciągały tysiące ludzi. Jeszcze na planach Warszawy z lat 60. XX w. Las Bielański określany jest jako Park Kultury. Potem z każdą dekadą tłumy były coraz mniejsze, choć jeszcze w latach 70. XX w. istniał tam tor dla gokartów. W połowie lat 80. XX w. place zabaw zaczęły znikać, a w ich miejscu sadzono las. Wtedy też przepadł lubiany przez dzieci metalowy słoń, stojący na placu zabaw po drugiej stronie Lasu, w pobliżu ulicy Podleśnej. Rolę przedwojennych Bielan przejął park w Powsinie.

Nie skręcajmy jednak na polanę, lecz przetnijmy ją, wspinając się dalej na koronę wału. W miejscu, gdzie kończy się fosa, skręćmy w prawo i potem, idąc ścieżką, w lewo. W ten sposób dojdziemy do ogrodzenia cmentarza Żołnierzy Włoskich. Wejście na cmentarz wiedzie od strony ulicy Marymonckiej. Nekropolia jest oddzielona od ulicy torami tramwajowymi. Już z daleka widać rzędy identycznych płyt nagrobnych z białego marmuru. Cmentarz zdaje się miniaturą cmentarzy wojennych z I wojny światowej na zachodzie Europy.

Początkowo spoczęło tu 868 żołnierzy włoskich, głównie jeńców wojennych wziętych do niewoli przez żołnierzy austro-węgierskich i zmarłych na ziemiach polskich w czasie I wojny światowej. Sama nekropolia jednak jest nowsza. Założona została już w niepodległej Polsce, w 1927 r. Jej projekt powstał w Biurze Technicznym Komisarza Głównego do Spraw Cmentarzy Wojskowych w Rzymie, a kamienne nagrobki przywieziono do Polski z Włoch. Z Italii sprowadzono też inne elementy, jak kraty kute w żelazie i elementy stojącego w głębi ołtarza. Na cmentarzu znajdują się też katakumby, które pomieściły prochy żołnierzy. Niestety, nie zachowała się monumentalna brama wejściowa w formie stylizowanego łuku triumfalnego. Nie uległa zniszczeniu w czasie II wojny światowej, lecz, spękana, została usunięta w 1970 r. Po II wojnie światowej na cmentarzu przybyło kolejnych 1505 żołnierzy włoskich.

Artykuł powstał w ramach projektu Na szlaku dziedzictwa Bielan, który jest dofinansowany ze środków Miasta Stołecznego Warszawy Dzielnicy Bielany

1 KOMENTARZ

  1. Wychowalem sie w tych domkach pokamedulskich ale praktycznie nie znalem historii teraz po 60ciu paru latach na tej ziemi w tym 40 poza granicami wiem z historycznego punktu widzenia gdzie sie urodzilem 1955 a wyjechalem w 1980.
    dziekuje za wspaniala lekcje histori.
    poolvoy@yahoo.ca jak ktos by mial jakies pytania

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ułatwienia dostępu