12.3 C
Warszawa
środa, 30 października, 2024

Wnętrza lokali usługowych na warszawskim Starym Mieście

Autor: Urszula Zielińska-Meissner

Kiedy zapadła decyzja, że Stare i Nowe Miasto w Warszawie mają być odbudowane, i to jako dzielnica mieszkaniowa, zrodziło się wiele pytań i trudności. Zastanawiano się, jak w wąskie gotyckie działki wpasować kamienice z niewielkimi, ale wygodnymi mieszkaniami z jasną kuchnią i urządzeniami sanitarnymi? Jak powiększyć podwórka? Jak rozgęścić zabudowę i zaplanować infrastrukturę – sklepy, pocztę, zakłady gastronomiczne i usługowe, szkołę, przedszkole, przychodnie lekarskie, apteki, muzea, księgarnie oraz kioski z gazetami? Stare Miasto miało być też przyjazne odwiedzającym je ludziom, a więc należało pomyśleć również o bazie turystycznej…

Wiele problemów związanych z odbudową Starego i Nowego Miasta w Warszawie jako dzielnicy mieszkaniowej udało się z powodzeniem rozwiązać. W większości partery odbudowywanych tu kamienic przeznaczone zostały, w nawiązaniu do dawnych wzorów, na sklepy i lokale usługowe, a piętra na mieszkania właścicieli czy najemców. Zaadoptowane zostały też piwnice, których niegdyś używano jako składów towarów. Po wojnie niektóre z nich po odgruzowaniu i oczyszczeniu stały się siedzibą kawiarni i klubów (np. Domu Kultury na rogu Celnej i Jezuickiej), a na Rynku Starego Miasta w przepięknie przesklepionych gotyckich wnętrzach kamienicy po Stronie Kołłątaja urządzona została elegancka i bardzo stylowa restauracja „Krokodyl”. Z kolei poza Stroną Dekerta przeznaczoną w całości na Muzeum Warszawy i częścią Strony Barssa na Muzeum Literatury, lokale w parterach kamienic znalazły przeznaczenie publiczne, a odbudowujący je architekci byli również projektantami wnętrz. Jednym z architektów konserwatorów pracujących nad odbudową Starego Miasta był Wacław Podlewski, który w tamtych trudnych czasach bardzo dobitnie podkreślał znaczenie Starego Miasta w historii Warszawy i kraju. Wnętrza kamienic, jak pisał, miały sprostać „nowoczesnym wymogom zdrowotnym”, musiały być także odtworzone z troską o swój charakter i styl. Autorstwa Wacława Podlewskiego jest wnętrze kamienicy Fukierowskiej z piękną drewnianą klatką schodową – na parterze z winiarnią, a na pierwszym piętrze z biblioteką i salą konferencyjną Stowarzyszenia Historyków Sztuki. W winiarni architekt zaprojektował solidne drewniane stoły, zydle i ławy, wykonane przez warsztaty Cepelii, a na ścianach zawiesił sztychy i ryciny, co nawiązywało do wystroju tego wnętrza sprzed 1939 r. W sali konferencyjnej zaprojektował kominek z kafli pochodzących z manufaktury, niegdyś Radziwiłłów, w Nieborowie. Troska o styl i nastrój wnętrz miała często wzruszający charakter, gdy np. szukano antycznych luster do wyposażenia zakładu fryzjerskiego (nieistniejącego już dziś) w Rynku Starego Miasta nr 1, a wnętrza restauracji „Krokodyl” oświetlono w części autentycznymi osiemnastowiecznymi lampami weneckimi i ich wiernymi replikami. W dawnym zakładzie fryzjerskim jest dzisiaj kawiarnia, ale zostały gipsowe sztukaterie w sieni, przedstawiające małego chłopca i dziewczynkę na oznaczenie toalet, oraz popiersie dziewczyny czeszącej włosy i rama do lustra. Sosnowe boazerie w sieni przed zakładem fryzjerskim dodawały charakteru i poczucia swojskości. Troskę o piękno i styl staromiejskich wnętrz powierzono m.in. powołanemu w 1952 r. przedsiębiorstwu DESA, które oprócz handlu antykami miało prowadzić prace konserwatorskie, naprawcze mebli, oświetlenia i antyków w ogóle. Zatrudniano rzemieślników, historyków sztuki i konserwatorów. Ważna wydawała się wówczas wiedza o obiektach zabytkowych. Profesor Jan Zachwatowicz wspominał, że w pierwszych latach odbudowy Starego Miasta prowadził wykłady dla robotników (po pracy!) na temat stylów historycznych, rodzajów cegły, wątku murów. Uczestnicy tych wykładów oceniali je bardzo pozytywnie i zadawali nadzwyczaj trafne pytania. Odbudowane kamienice na Rynku Starego Miasta, z urządzonymi wnętrzami sklepów i dwoma muzeami, zostały uroczyście przekazane społeczeństwu 22 lipca 1953 r. Do licznie zgromadzonych na Rynku tłumów z balkonu sklepu Cepelii po Stronie Barssa przemawiał Bolesław Bierut. Od tamtego dnia zaszło wiele zmian, ale właśnie sklep Cepelii (Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego) jest do dziś najlepiej zachowanym oryginalnym wnętrzem na całym Starym Mieście. Wszystkie meble w Cepelii, takie jak półki na ceramikę czy tkaniny, witryny do ekspozycji haftów i delikatnych przedmiotów, stojaki na pocztówki, stojaki na góralskie ciupagi, lady, krzesła i siedziska zaprojektowano specjalnie do tego wnętrza z uwzględnieniem miejsca ich ustawienia i oświetlenia.

Architekt i plastyk Jan Szczerbatko oraz architekt Jan Jerzy Gajewski – autorzy koncepcji urządzenia wnętrza − zaprojektowali w salach – jednej na parterze i dwóch na pierwszym piętrze − białe ściany, ozdobione ludowymi kolorowymi motywami roślinnymi ze wsi Zalipie, słynnej z dekorowania w podobny sposób swoich chat. Sufity z drewnianym belkowaniem wykonane zostały z ciemnego sosnowego drewna, zaś podłoga z dębowych klepek ułożona została w kwadraty, podobnie dębowa jest ciemna lamperia i drewniane schody z balustradą ozdobioną wyrzeźbioną szyszką.

Oświetlenie stanowią specjalnie zaprojektowane żyrandole i kinkiety z kutego żelaza. Nad wejściem do sklepu, pod balkonem pierwszego piętra został umieszczony w 1984 r. szyld z kutego żelaza – logo Cepelii autorstwa Stanisława Töpfera. Przedstawia ono ludowego kogucika z fantazyjnie zawiniętymi piórami ogona (motyw z ludowych wycinanek i drewnianych zabawek). Cepelia, oprócz wyszukiwania zabytków sztuki ludowej i jej wzorów, popierania i organizowania spółdzielni oraz punktów skupu, produkowała meble i przedmioty z metalu, kutego żelaza, wywieszki i szyldy. Była dostawcą wyposażenia większości wnętrz na Starym i Nowym Mieście oraz wielu wnętrz w innych placówkach handlowych, usługowych i gastronomicznych ówczesnej Warszawy. Na Starym Mieście dostarczyła stolarki budowlanej 35 lokalom, a dla 33 wykonała przedmioty kute w metalu oraz kraty okienne i okucia. Godny podkreślenia jest fakt, że placówkę Cepelii na Starym Mieście prowadzą osoby, które, doceniając wartość i wyjątkowość tego sklepu, dołożyły starań, aby nic z oryginalnego wystroju i charakteru wnętrza nie zostało zmienione ani zniszczone. W ubiegłym roku wnętrze zostało wpisane do rejestru zabytków. Tuż obok Cepelii został otwarty również 22 lipca 1953 r. Salon DESY, pomyślany jako jej siedziba centralna. Projektantką tego wnętrza była arch. Barbara Brukalska. Meble stanowiące wyposażenie stałe były częściowo autentyczne, częściowo odtworzone przez warsztaty DESY w Henrykowie, zatrudniające wówczas już około 100 pracowników, wśród których znalazło się wielu najlepszych warszawskich stolarzy pracujących pod kierunkiem rzeczoznawcy Henryka Eliowicza. Sufity i sklepienia w pomieszczeniach DESY pokryte były siecią stiuków. Na suficie na piętrze w czterech niewielkich polach utworzonych ze stiuków umieszczono malowidła ze scenami pejzażowymi. Lokal DESY został zamknięty w 2011 r., ale nad drzwiami wejściowymi nadal znajduje się znak firmowy. W tej samej pierzei przetrwała, choć nieco zmieniona, restauracja (początkowo cukiernia) „Kamienne Schodki”. Pierwotnie składała się z trzech sal, z których okna jednej, wyposażone w ozdobne z kutego żelaza kraty, wychodziły na Rynek Starego Miasta. Autorem wnętrza był arch. Tadeusz Zagrodzki, a meble wykonane zostały w warsztatach Cepelii. Na ścianach umieszczono dwa sgraffita autorstwa Romana Szałasa, przedstawiające widoki starej Warszawy, utrzymane w konwencji dawnego sztychu Dahlberga i akwarel Vogla, oraz nowej − z sylwetką Pałacu Kultury i Nauki (dzisiaj zamalowane). Po drugiej stronie Rynku Staromiejskiego znajduje się restauracja „Krokodyl”. Jej wnętrza znajdowały się na kilku poziomach. Pod adresem Rynek Starego Miasta 21 i 21a początkowo na piętrze była kawiarnia, a na parterze sklep cukierniczy oferujący sprzedaż na wynos oraz zaprojektowany przez Jerzego Brabandera bar. Zdobiły go majolikowe figurki siedemnastowiecznych mieszczan, wykonane przez krakowskich artystów plastyków. Zwracał uwagę (stoi do dziś) zielony ceramiczny piec z kaflami ozdobionymi małymi krokodylkami autorstwa Heleny i Romana Husarskich; podstawę pod piec wykonał Mieczysław Jarnuszkiewicz. W sali baru znajdowała się również (i jest do dzisiaj) ceramiczna kolorowa rzeźba małego chłopca (amorka) bawiącego się z krokodylem; jej autorem był Henryk Jędrasiak. Wyjątkową ozdobą restauracji „Krokodyl” były osiemnastowieczne żyrandole i kinkiety dostarczone przez antykwariat „Veritas”. Korytarz ze schodami prowadzącymi na pierwsze piętro oświetlały oryginały i repliki weneckich latarń. Sale pierwszego piętra, z białym tynkowanym kominkiem (zachowanym), z belkowanymi stropami, boazeriami z ciemnego drewna, takimiż drewnianymi krzesłami i taboretami, projektowali Zofia Krotkiewiczowa i Jan Bieńkowski. Ściany ozdobione były fajansowymi talerzami z dekoracjami wykonanymi przez współczesnych artystów. Ostatnia sala z amfiladowego ciągu była autorstwa artysty plastyka Bogdana Boberskiego. Zdobił ją drewniany strop kasetonowy, na ścianach gipsowe medaliony z podobiznami rajców i wójtów, gdyż należała już ona do kamienicy zwanej Wójtowską. Poza stropem i boazerią w pomieszczeniu szatni nic się z oryginalnego wystroju nie zachowało, a lokal zmienił przeznaczenie na Muzeum Świat Iluzji. Restauracja „Krokodyl” po odbudowie została oddana do użytku w 1954 r. i − jak pisał o niej na łamach „Stolicy” Tadeusz S. Jaroszewski − ze względu na swoje oryginalne piętnasto- i szesnastowieczne wnętrza stała się najatrakcyjniejszą restauracją w Warszawie. Jedna z sal, niewielka kwadratowa, przesklepiona była tzw. sklepieniem klasztornym, czyli krzyżowo-żebrowym na gurtach, tutaj krzyżujących się pośrodku. Oświetlenie stanowiły dwie oryginalne, wiszące z góry weneckie latarnie. Na prawo od sali głównej znajdowały się jeszcze dwie w układzie amfiladowym – bufetowa („pod okrętem”) i z lożami. Urządzenia wszystkich dolnych sal dopełniały drobne sprzęty − cynowe talerze na ścianach oraz kute ręcznie świeczniki autorstwa artysty plastyka Rafała Szmalenberga. Świeczniki, żyrandole, latarnie, a nawet popielniczki na stołach wykonała Pomocnicza Spółdzielnia Pracy Usług Ślusarskich w Warszawie. Projektantami sal na parterze byli Jan Bieńkowski, Krystyna Zofia Kognowicka, Zofia Krotkiewiczowa i Jerzy Pawłowski. Przed wejściem do restauracji znajduje się do dziś oryginalny szyld przedstawiający krokodyla, zaprojektowany przez Mieczysława Kuzmę.

Niestety, do dnia dzisiejszego z oryginalnego wystroju nic się nie zachowało poza belkowanymi stropami i kominkiem na pierwszym piętrze oraz kawałkiem boazerii drewnianej w szatni. Innym wnętrzem specjalnie zaprojektowanym na Rynku Staromiejskim była restauracja „Bazyliszek”, biorąca swą nazwę od bohatera warszawskiej legendy. Postacie z warszawskich legend i opowieści (np. Warszawska Syrenka, dzielny szewczyk) pojawiały się na elewacjach staromiejskich kamienic, z wdziękiem zastępując zalecane wówczas socrealistyczne symbole. Wnętrze restauracji „Bazyliszek” zostało zaprojektowane przez architektów z zespołu prof. Piotra Biegańskiego. Styl poszczególnych sal, zwłaszcza pierwszego piętra, został dostosowany do charakteru architektonicznego i historii połączonych ze sobą kamienic. Malowidła ścienne o motywach dekoracyjnych ornamentów oraz dwa obrazy – oleje na płótnie specjalnie zaprojektowane do tej restauracji były autorstwa Krzysztofa i Krystyny Heniszów. W sali na parterze znajdował się bufet nawiązujący do stylu baroku. W latach osiemdziesiątych XX w., kiedy to „Bazyliszek” został przejęty przez Hortex, wnętrza na parterze i częściowo na pierwszym piętrze zostały ozdobione przez Jacka Zbroję malowidłami nawiązującymi do dziewiętnastowiecznej Warszawy. Wtedy też został zamieniony dawny szyld wiszący nad wejściem autorstwa Jerzego Brabandera i Mieczysława Jarnuszkiewicza. Nowy szyld (wraz z całą szatą graficzną restauracji – serwetki, menu, wizytówki) zaprojektowała Izabella Wentland.

Na półpiętrze restauracji została ustawiona błyskająca ślepiami rzeźba bazyliszka autorstwa Jana Szczepkowskiego. Pierwsze piętro restauracji wypełniały cztery sale w amfiladzie. Każda z nich została zaplanowana z myślą o określonym stylu i epoce w dziejach Warszawy. Najdalsza po prawej od wejścia schodkami z parteru została pomyślana jako sala w duchu renesansowym. Na jej suficie umieszczono kasetony z linearnie malowanymi wyobrażeniami stylizowanych zwierząt, ptaków oraz roślin. Zdobił ją też duży, renesansowy kominek. Ściany były gładkie, malowane na kolor piaskowy, od podłogi z drewnianą boazerią. Z czasem w sali tej, nazywanej też rycerską (nazwy sal były zwyczajowe), ściany zostały ozdobione replikami białej broni. Przestrzeń z barem i wejściem z parteru nazwana została salą malinową, od koloru obitego nią adamaszku. Z niej przechodziło się do sali niebieskiej, z racji pomalowanych na bladoniebiesko-seledynowy kolor ścian, zaprojektowanej w stylu nawiązującym do epoki stanisławowskiej. Naprzeciwko okna wisiał obraz autorstwa Krzysztofa Henisza przedstawiający panoramę Warszawy, a nad kominkiem w owalnej ramie bukiet kwiatów. Obrazy te zostały specjalnie zamówione do tego konkretnego wnętrza. Na suficie, w rogach znajdowały się kompozycje stylizowanych ptaków, owoców i kwiatów, również autorstwa Krzysztofa i Krystyny Heniszów. Oświetlenie sali stanowiły dyskretne kinkiety. Podłoga we wszystkich pomieszczeniach parteru i pierwszego piętra restauracji była drewniana. Niestety, z oryginalnego wystroju nic nie pozostało, zniknął kominek, henrykowskie meble, a na ścianach zamiast obrazów Heniszów zawisły banalne fotografie z przedwojennej Warszawy. I tak dzisiejszy „Bazyliszek” jest już bardzo odległy od pełnego wdzięku oryginału z 1953 r. Tuż obok, w kamienicy, gdzie do 1944 r. znajdowała się księgarnia Jakuba Mortkowicza, został urządzony sklep z porcelaną. Wnętrze ozdobione było sztukaterią na ścianach i suficie, które pozostały do dziś, a gabloty, niegdyś z ćmielowską porcelaną i kryształami, wypełniają teraz wyroby z bursztynu. Jeśli ktoś szuka restauracji o specjalnym klimacie, z pewnością doceni wnętrze restauracji „U Barssa”, choć jest ona znacznie młodsza od „Krokodyla” i „Bazyliszka”. Pierwotnie znajdował się tu sklep filatelistyczny, gdzie można było nie tylko zaopatrzyć się w ciekawe znaczki pocztowe, ale także zasięgnąć fachowych informacji. Ozdobą sal pierwszego piętra są malowidła przedstawiające dzieje poczty polskiej. Są to kolorowe, niczym ilustracje do najpiękniejszych baśni, fryzy biegnące tuż pod sufitem. Nazwiska malarzy: Mariana Bogusza, Andrzeja Zaborowskiego, Andrzeja Szlagiera i autorki scenariusza J. Murawieckiej widnieją w stylizowanej ramie tuż przy oknie sali od Rynku. Jest tam też dopisek o intencji przedsięwzięcia: „PRACE UKOŃCZONO DN. 5 LIPCA 1953 r. / DLA UCZCZENIA 100 ROCZNICY / URODZIN / VINCENTEGO VAN GOGHA” (!). Tak to ideologia socrealizmu ustępowała zachwytowi nad wielką sztuką. Dodatkową ozdobą wnętrz jest malarska kompozycja tych samych autorów, imitująca bogatą, złotolitą tkaninę, umieszczona na podeście drewnianych schodów łączących parter z pierwszym piętrem, obrazująca historię warszawskich pieczęci. Warto też zwrócić uwagę na ręcznie kutą kratę autorstwa Henryka Grunwalda. W lokalu obok, pod nr. 12, mieścił się niegdyś zegarmistrz. Do dziś zachowało się tu piękne malowidło przedstawiające historię czasu, również autorstwa Mariana Bogusza. Stosunkowo mało zmieniło się od czasu odbudowy wnętrze poczty na rogu Rynku i Zapiecka, choć zasłaniają je dzisiaj stojaki z bardzo kolorowymi pismami. Poczta mieści się w kamienicy odbudowanej według projektu Andrzeja Węgrzeckiego. Jej wnętrza na parterze i pierwszym piętrze zaprojektował Jan Bieńkowski. Wszystkie detale wyposażenia zostały pomyślane z największą starannością i troską o wygodę interesantów.

Do wnętrza prowadzą drewniane drzwi, a w środku jeszcze dodatkowo ażurowa, kuta krata. Wszystkie meble zostały indywidualnie zaprojektowane, okienka dla wysyłających listy są mniejsze, większe dla nadających paczki, pulpity umożliwiają zapisanie czegoś czy wypełnienie druku, a po stronie pracowników umieszczono specjalnie zaprojektowane przegródki na większe i mniejsze koperty.

Są też skrzynki dla poste restante, a na piętrze dodatkowo stolik i krzesła dla oczekujących oraz kabiny telefoniczne, gdyż w tamtych latach rozmowy międzynarodowe tzw. zwykli obywatele mogli realizować tylko na poczcie. Oświetlenie również zostało zaprojektowane indywidualnie – ręcznie kute żyrandole i kinkiety. Poczta polska planuje udostępniać salę pierwszego piętra na ekspozycję stałą, obrazującą wygląd dawnego urzędu pocztowego. Autorem wnętrza sąsiadującej z pocztą apteki również był Jan Bieńkowski. Belki stropu apteki z ciemnego drewna kontrastują tu ze ścianami pomalowanymi na biało i z ciemnymi linearnymi rysunkami wykonanymi we wgłębnych reliefach. Na ladzie do niedawna ustawiony był parawan o szklanych płycinach, a na jednej z nich w technice wytrawiania szkła zostali przedstawieni patroni apteki − święci Kosma i Damian. Obiegające dwie ściany za ladą półki na leki wykonane zostały, podobnie jak stropy, również z ciemnego drewna. Oryginalnie posadzka była marmurowa, obecnie są to jasne ułożone skośnie ceramiczne płytki. Wnętrze oświetla mosiężny żyrandol, w dwu łukach pod sufitem umieszczone zostały artystyczne kraty, podobnie ozdobna krata jest w łuku nad wejściem.

Wielka szkoda, że tak piękne wnętrze reklamują teraz zawieszone w dwu oknach, wielkie jak dla dinozaurów, styropianowe piguły. Przed wejściem wisiał szyld przedstawiający węża eskulapa autorstwa Mieczysława Jarnuszkiewicza; teraz jest usunięty, ale miejmy nadzieję, że tylko chwilowo. Pierwotnie o charakterze wielu sklepów na Starym Mieście informowały semaforowe szyldy wiszące nad wejściem. Wiele z nich nadal cieszy oczy swym pięknem, ale znaczna część zniknęła, gdy lokale zmieniły branże. Tak zaginął prześliczny koszyczek z kwiatami przy ul. Świętojańskiej 11. Była to zresztą druga wersja, gdyż pierwsza także się komuś spodobała. Autorem obu wersji był Jerzy Brabander, a wykonał je Jerzy Jarnuszkiewicz. Miejmy nadzieję, że zawiśnie na swoim miejscu szyld niegdyś bardzo popularnej kawiarni „Gwiazdeczka” przy ul. Piwnej 28, gdyż lokal ten po wielu przebranżowieniach powraca do swej pierwotnej funkcji. Przy Piwnej 7 nad wejściem do sklepu mięsnego wisiał szyld z wyobrażeniem głowy wołu, a wewnątrz błękitno-białe kafelki z wyobrażeniem zwierząt i ptactwa domowego zdobiły ściany, pięknie harmonizując z ciemnymi belkami sufitu. Belkowane sufity były i nadal są dekoracją wielu innych wnętrz na Starym Mieście, jak np. w dawnej drogerii przy ul. Świętojańskiej 14 (obecnie sklep z bursztynem), gdzie solidna drewniana ława, ustawiona pod gotyckim łukiem, zapraszała do odpoczynku, gdy zbyt długo trzeba było czekać w kolejce. Z realizacji wnętrz z początku lat siedemdziesiątych XX w. nie sposób zapomnieć o działającym nieprzerwanie przez 40 lat Biurze Podróży Stare Miasto przy Świętojańskiej 25, rozpoznawalnym na wszystkich portalach europejskich. Ciemne drewniane meble zaprojektowane zostały specjalnie dla tej placówki. Kuliste miedziane lampy dawały ciepły, przyjazny blask. Wystroju dopełniały zawieszone na ścianach herby miast polskich; zaprojektowane zostały specjalnie do tych okien. Dzisiaj pozostały jedynie kraty w dwu oknach z logo ORBISU z globusem, ale nie mają one już nic wspólnego ze znajdującym się wewnątrz sklepem pamiątkarskim. Idąc ul. Świętojańską w stronę pl. Zamkowego w kamienicy pod nr. 5 widzimy Bibliotekę Publiczną, której wystrój szczęśliwie pozostał – solidne drewniane drzwi wejściowe wiodą do przestronnego, oświetlonego oryginalnymi żyrandolami i kinkietami holu, z oryginalną posadzką, ułożoną z kwadratowych płyt lastriko o fakturze godnej weneckiego terazzo. Na Starym Mieście był także minidom towarowy, inaczej sklep wielobranżowy przy Zapiecku. Od 1972 do maja 2014 r. mieściła się tam galeria sztuki współczesnej „Zapiecek”. W późnych latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w., kiedy sprzedawczynie w ciemnogranatowych satynowych fartuchach z białymi kołnierzykami sprzedawały tam galanterię, tkaniny i artykuły spożywcze, towary znajdowały się na specjalnie zaprojektowanych półkach, w witrynach i na ladach.

Do dziś takie półki sklepowe, wpasowane w kształt sklepień i łuki ścian zachowały się jeszcze w sklepie spożywczym przy ul. Piwnej 51/53, w kamienicy, gdzie niegdyś mieszkał i miał swoje obserwatorium Antoni Magier, o czym informuje napis i tematyczne sgraffito na elewacji, autorstwa Edmunda Burke. Życie na Starym Mieście uległo wielu zmianom. Przede wszystkim jest tu coraz mniej stałych mieszkańców. Mieszkania stały się minihotelami. Zmieniły się też standardy, wolimy mieszkania większe, ciche, z balkonem, z windą w budynku, a tu głośno, mnóstwo turystów, dużo imprez, szum. Przychodzą na myśl słowa z piosenki Jerzego Haralda i Ludwika Starskiego (z filmu Skarb z 1948 r.): „Że tam ktoś bogatszy, że pieniądze ma? Lecz ten ktoś nie patrzy tak na Wisłę z okien co dzień jak ja! I czego jeszcze trzeba gdy Wisła w dole lśni a w górze błękit nieba? Ach, to już wystarczy mi!”. Czy dzisiaj to wystarczy? Co zrobić, aby Stare Miasto znowu żyło prawdziwie, by nie stawało się skansenem, jak nie ulegać kapryśnym modom i nie likwidować dawnych wnętrz. Przecież dzięki wyobraźni dobrego projektanta mogą one dalej żyć i cieszyć swą oryginalnością.

Urszula Zielińska-Meissner

Artykuł pochodzi z numeru 11-12, 2020 „Spotkań z Zabytkami”.


Biblografia:

  1. Anna Banaszewska, Wnętrza na Starym Mieście Architektura 1953, nr 9;
  2. Zofia Czartkowska- Jeżewska, DESA, dzieła sztuki i antyki,
  3. Dawne piękno wnętrz, Stolica 1953, nr 29;
  4. Polska Kronika Filmowa, nr 40/53; W staromiejskich kamieniczkach, Polska Kronika Filmowa, nr 43/53;  
  5. Zofia Czartkowska – Jeżewska, Nowa placówka Cepelii, Stolica 1953, nr 41;
  6. Józef Łowiński,  Sklepy warszawskie, Architektura, 1959, nr 2;
  7. Bombonierka, Stolica 1956, nr 30 ; Aleksander Król, Kawiarnia Gwiazdeczka, Stolica 1956, nr 4;
  8. Pół czarnej na świeżym powietrzu, Stolica 1956, nr 27;
  9. Staromiejskie gospody, Stolica 1953, nr 32;
  10. Tadeusz Komorowski, Wnętrza Starego Miasta, Stolica 1953, nr 29;
  11. Obrazy w Bazyliszku, Stolica 1953, nr 45;
  12. Stolica 1955, nr 44 (Ksawery Piwocki: Dyskusja o młodych plastykach. Co robić z absolwentami?”);
  13. M. S. Gościna na Rynku Starego Miasta, Stolica 1953, nr 33; 
  14. Józef Łowiński, Kawiarnie Warszawskie, Architektura, 1954, nr 8;
  15. Tadeusz Stefan Jaroszewski, Restauracja „Pod Krokodylem”, Stolica 1954, nr 12;
  16. (M.  S.) Goście na Rynku Starego Miasta, Stolica 1953, nr 33;  
  17. Stolica 1956, nr 42;
  18. Stolica 1959, nr 30;  
  19. Katalog zabytków sztuki w Polsce, Miasto Warszawa, część I Stare Miasto, Warszawa 1993;  Cz. II Nowe Miasto, Warszawa 2003;
  20. Anna Jagiellak, Paulina Świątek, Szyldy z Warszawskiego Starego Miasta. Znaki pamięci i dzieła sztuki.
  21. Urszula Zielińska-Meissner  – szereg rozmów i wywiadów z twórcami i artystami:  wywiad z Lechem i Piotrem Grześkiewiczami w ich pracowni, Łomianki 2008,  Wywiad z J. Heniszem w pracowni artysty, Piaseczno 2010; wywiad z pracownikami Biura Podróży Stare Miasto, wrzesień 2015, rozmowa z Izabellą Wentlandt w pracowni artystki lipiec 2020,  rozmowa z P. Magdaleną Kumoń właścicielką sklepu z okularami, listopad 2020

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ułatwienia dostępu