7.7 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

Opowieść pewnej pieczątki

Paweł Dunin-Wąsowicz „odmraża” zapomniane, dawno wydane, czasem znalezione na osiedlowym śmietniku, a czasem wyjęte z zakurzonego kąta antykwariatu – książki o Warszawie i z Warszawą w tle.

Przeglądając przedwojenne książki, kupowane maniakalnie kilkanaście lat temu po antykwariatach, zatrzymałem się nad Polskim strajkiem Haliny Krahelskiej (wyd. II, Rój, Warszawa 1937).

Nie pamiętam już, skąd go wytrzasnąłem, ale edycja ta z dzisiejszego punktu widzenia stanowi kuriozum – jest to drugie wydanie po konfiskacie pierwszego, wydrukowane z klasycznymi białymi plamami w miejscu tekstu zakwestionowanego przez cenzurę. Czasem są to pojedyncze akapity, ale w przypadku stron 235-239 zniknął wszelki tekst – pozostała jedynie paginacja. Praktyka taka pozwalała czytelnikowi przynajmniej domyślać się, w jakim kontekście znajdowały się rzekomo szkodliwe z rządowego punktu widzenia fragmenty związane z nieuzasadnionym użyciem przemocy wobec strajkujących (przywrócono je we wznowieniu z 1958 r.).

Autorka we wstępie nazwała swój utwór reportażem – wiadomo, że pod wydarzenia z krakowskiego Semperitu podstawiła zmyśloną warszawską fabrykę o nazwie Szpilka. Obecnie określiłbym Polski strajk raczej powieścią reportażową.  Wyszło na to jednak, że jej doraźność niespecjalnie mnie dziś pociąga, ciekawsze wydają mi się warszawskie realia proletariackie z powstałych w tym samym czasie powieści Gustawy Jareckiej, jak np. Przed jutrem z 1936 r. (także branża konfekcyjna – fabryka grzebieni na Ochocie). Krahelska zmarła tuż przed końcem wojny w Ravensbrück, Jarecka – w styczniu 1943 r. prawdopodobnie w pociągu do Treblinki; czy mam prawo do estetycznych kaprysów?

Co jednak wpadło mi w oko tym razem, to przystawiona na Polskim strajku pieczątka własnościowa „«Szklany dom» Podkowa Leśna (Wsch.)” i wypisany ręcznie atramentem numer katalogowy „1890”. Kiedy kupowałem książkę, pieczątka ta nie znaczyła dla mnie nic więcej niż dwadzieścia parę liter. Dziś wiem, że to egzemplarz z własną historią.

„Szklane domy”, wiadomo: Żeromski i mieszkaniowo-społeczna utopia starego Baryki. W niewielkim zakresie wzięła się do jej realizacji w II RP na Żoliborzu Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa, budując jednak z cegły, a nie szkła. Paradoksalnie, miana „szklanych domów” nie zyskały w tej dzielnicy skromne bloki stawiane z myślą o robotnikach. „Szklanym domem” określono luksusowy przeszklony gmach Państwowego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych Pracowników Umysłowych przy ul. Mickiewicza 34/36, zaprojektowany przez Juliusza Żórawskiego. Podmiejska Podkowa także ma swój „Szklany dom”. Wystawili go dla siebie jako letnisko małżonkowie Krzywiccy, po tym jak adwokat Jerzy (syn socjologa Ludwika) zainkasował potężne honorarium za wygraną sprawę pewnego przedsiębiorstwa. Modernistyczny budyneczek z wielkimi przeszkleniami od ogrodu zaprojektował znajomy architekt, zresztą najprawdopodobniej kuzyn Ireny Krzywickiej – Maksymilian Goldberg (jego autorstwa jest choćby znana z filmu Rewers kamienica na rogu Chocimskiej i Skolimowskiej). Obiekt wznoszono partiami w latach 1928-1932. Jak wspominała w wydanych u schyłku niemal stuletniego żywota Wyznaniach gorszycielki ta feministyczno-lewicowa pisarka, naturalistyczne opisanie przez nią w „Wiadomościach Literackich” romansu hodowanej w budyneczku perskiej kotki Wobicy spowodowało, że przechodnie wyglądali zwierzaka przez parkan i wytykali palcami. Ale gościem bywał w „Szklanym domu” nie tylko wędrujący do Wobicy kocur Grześ, lecz także liczni literaci, m.in. Tadeusz Boy-Żeleński (z którym Krzywicka romansowała), Jarosław Iwaszkiewicz, Antoni Słonimski, Andrzej Stawar, Jerzy Andrzejewski, Ksawery Pruszyński i Jan Parandowski.

Krzywicka zwiozła do Podkowy liczący kilka tysięcy tomów księgozbiór i, „chcąc zapewnić na starość skromny byt matce”, urządziła w „Szklanym domu” płatną wypożyczalnię – w lecie obsługiwaną przez rodzicielkę pisarki, zimą zaś przez służącą Marynię, która „stała się niemal intelektualistką”.

1 września 1939 r. Jerzy Krzywicki poszedł na wojnę. Jako oficer trafił do sowieckiej niewoli i najprawdopodobniej wiosną 1940 r. został zgładzony – w Katyniu lub, według innych źródeł, w Dergaczach koło Charkowa.

W maju 1941 r. do „Szklanego domu” przyjechali Niemcy, bo im się spodobał, a lokatorka nie. Krzywicka wspomina: „Wysiadło trzech czy czterech mundurowych i powiedzieli mi wprost, żebym zabrała tylko najpotrzebniejsze rzeczy i żebym przeniosła się do getta” (Krzywicka nigdy do niego nie trafiła, ukrywała się po aryjskiej stronie, najdłużej na Mokotowie poniżej Królikarni, w drewnianym domku przy Bzowej). Dali jej trzy dni na wyprowadzkę, a jeden z Niemców podszedł do niej i powiedział cicho: „Widzę, że ma pani tu bardzo dużo książek, może je pani wszystkie zabrać”. Dwie furmanki po książki przysłał Jarosław Iwaszkiewicz.

Książki najwyraźniej wróciły do „Szklanego domu”. W biografii Krzywicka. Długie życie gorszycielki pióra Agaty Tuszyńskiej syn pisarki Andrzej Krzywicki wspominał powojenne lata w Podkowie jako rodzaj raju utraconego: „Miałem narty, buty do biegania i dużo książek. Na brak książek nigdy nie mogłem narzekać”. Dom przy ul. Sosnowej 9/11 w Podkowie sprzedali w 1955 r. W  połowie lat 60. Krzywicka zamieszkała na stałe we Francji, gdzie Andrzej został wybitnym profesorem fizyki.

Oto, co opowiedziała mi pieczątka na Polskim Strajku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj