16 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

Gdzie ginęły koty?

Paweł Dunin-Wąsowicz „odmraża” zapomniane, dawno wydane, czasem znalezione na osiedlowym śmietniku, a czasem wyjęte z zakurzonego kąta antykwariatu – książki o Warszawie i z Warszawą w tle.

Zdjęcie tytułowe: Półki z używanymi książkami w hali kasowej dworca w Inowrocławiu, fot. P. Dunin-Wąsowicz

Zeszłej jesieni ponownie odwiedziłem piękne miasto Inowrocław, z olbrzymią solanką na kształt zamkniętej fortecy i urokliwą dzielnicą stuletnich pensjonatów. Brzydka jest tylko okolica dworca, za to w jego hali kasowej, podobnie jak w Toruniu, stoją półki z używanymi książkami, które można sobie brać do woli dla umilenia oczekiwania na pociąg oraz podróży. I nie, że jakieś „harlequiny”, ale i Prus, i Iwaszkiewicz…

Ja skusiłem się na pierwszy tom utworów zebranych Bohdana Czeszki, z opowiadaniami. Jego Pokolenie o komunistach konspiratorach z Woli znałem. O późniejszej twórczości słyszałem, że koncentrowała się na żyłce myśliwskiej. W drobnicy spodziewałem się wątków warszawskich – i nie zawiodłem się. A najważniejszy okazał się Spacer z psem, pierwotnie wydrukowany w tomie Sygnaturki z 1975 r. Jak można się było spodziewać po tytule, Czeszko opisywał swoją współczesną warszawską małą ojczyznę i choć w opowiadaniu nie wymienia nazw ulic ani dzielnicy, opisywana okolica i obiekty łatwo dają się rozpoznać jako Sielce, zwane także Dolnym Mokotowem. Pisarz mieszkał w kamienicy wyremontowanej przez spółdzielnię wydawniczą Czytelnik w 1949 r., niewykończonej od 10 lat, odkąd prywatny inwestor postawił ją tuż przed wojną w stanie surowym. Samodzielne mieszkania w niej – jakże wartościowe w zrujnowanej Warszawie – przydzielono literatom, którzy dowiedli pisarskiego zaangażowania w budowę Polski Ludowej oraz – w mniejszej części – pracownikom wydawnictwa. Był to znaczący przywilej, choć dom stanowił swoistą wyspę na obrzeżu zurbanizowanej zabudowy Mokotowa.

Kiedy trzy lata temu pisałem mój Mokotowski przewodnik literacki, uwzględniłem ten obiekt, ale tylko u Mieczysława Jastruna znalazłem w wierszach ślady mogące mieć związek z tym adresem, jak w Widoku z okna (1964), gdzie podmiot liryczny pisze o trawniku „którego tu wtedy nie było”, „innych domach, młodych drzewach”, zadając retoryczne pytanie: „Gdzie zamieszkaliśmy, wczoraj? przed wiekiem?”. O tym, że mieszkał tam i Czeszko, wiedziałem, ale nie zadałem sobie trudu przekopania się pod mokotowskim kątem przez jego – skromną zresztą ilościowo – twórczość, mając w tyle głowy jego myśliwskie hobby.

Tymczasem autor Pokolenia, niczym Maria Dąbrowska w Tu zaszła zmiana, czule i drobiazgowo uwiecznił zmieniający się przez dwie dekady krajobraz wokół dominującej w okolicy w tużpowojennych czasach trzypiętrowej kamienicy („ten dom płynął kiedyś samotnie jak «Titanic»”), zwracając uwagę na kontrastujące z nowo budowanymi wokół blokami rudery, chlewiki, oborę w ruinie dawnej willi i starą taksówkę sąsiada: „Stopniowo począł się kurczyć nasz kartoflano-pomidorowy ocean, a nasze wilanowskie horyzonty ulegały otamowaniu”. Garaże dla bezpieczniackich aut stawiali obok kryminaliści przywożeni z „Gęsiówki” – istniejącego do połowy lat 50. starego więzienia na Muranowie – a budowę otaczały wieżyczki z karabinami maszynowymi (wspominał o tej budowie Mieczysław Jastrun w wierszu Epoka). Czeszko kpił też z nowego obiektu przy Chełmskiej, „czy lokalizacja skromnej wytwórni filmowej na obrzeżu pól nie była spowodowana chytrym zamysłem o przyszłej ekspansji terytorialnej, zezwalającej na budowę dekoracji w plenerze: rozmaitych wsi, miasteczek i miast z Paryżem włącznie, nie mówiąc o stepach, pustyniach i dżunglach?”.

Czeszko przytacza też anegdotę, o tym, jak jeden z mieszkańców pisarskiego kołchozu, szukając społecznego lustra, zapytał lokalsów, co o nich mówią tutejsi. Usłyszał odpowiedź „Mówią: te Żydy spod N-tego numeru”.

Dwa lata temu z hakiem ukazała się obszerna księga Dom pisarzy w czasie zarazy autorstwa Tomasza Jastruna – syna Mieczysława, także poety i prozaika. Urodzony w 1950 r. młody Jastrun spędził tam dzieciństwo i młodość – a na starość spisał opowieści o innych lokatorach ul. Iwickiej 8A i ich gościach (chyba pandemia zaszkodziła poważnie promocji tego dzieła). Rozszyfrowuje nazwiska patosąsiadów opisywanych anonimowo przez Czeszkę w Sygnaturkach i wspomina, że takowi jego samego wytykali „O, Żyd!”. W rzeczy samej, z analizy listy pierwotnych lokatorów czytelnikowskiej kamienicy wynika, że połowa, albo i nawet więcej, to polscy literaci żydowskiego pochodzenia (oprócz Mieczysława Jastruna – bracia Brandysowie, Artur Sandauer, Paweł Hertz, Adolf Rudnicki, Leon Pasternak, Seweryn Pollak…, miał też tam mieszkać Jan Kott, ale wybrał inny przydział). Juliusz Żuławski i Czeszko mogli się czuć wśród nich wyjątkami. Tomasz Jastrun skłonnego do wytykania żydostwa Czeszkę w Domu pisarzy… podsumowuje jako patologicznego alkoholika, który według plotki sam ukrywał swoje żydowskie pochodzenie, czego dowodem miały być opowieści pewnej pani utrzymującej z autorem Pokolenia intymne stosunki.

Wracając do Spaceru z psem, chciałbym na koniec zwrócić uwagę na inne czworonogi, a raczej ich dotkliwą nieobecność na Sielcach. Otóż pejzaż ulicy Chełmskiej zdominował Instytut Leków połączony z wytwórnią szczepionek, zbudowany według Czeszki „w znanym stylu eklektyczno-neoklasyczno-barokowym i jest zapewne najdroższą budowlą w okolicy. […] I tak fabryka surowic i szczepionek, kopcąca tłustym a czarnym jak sumienie tyrana dymem zwierzęcego krematorium, które wyssało już wszystkie koty z okolicy tak dokładnie, iż rzadko daje się teraz wiosną słyszeć ich potępieńczy zew miłosny, otóż ta wytwórnia zali nie powstała z przekonania, że jej lokalizacja na dalekim obrzeżu miasta zabezpieczy je przed ewentualną inwazją jadów, wirusów czy mikrobów?”. W tym samym 1975 r., w którym Czeszko opublikował Sygnaturki, Cezary Leżeński (wieloletni kanclerz Orderu Uśmiechu) wydał książkę My chłopcy też wojsko, poświęconą młodocianym konspiratorom podczas okupacji hitlerowskiej. Wspomina m.in. o dzieciakach z Woli, a dokładniej z Czystego – stoi tam do dziś przy Karolkowej fabryka farmaceutyczna Polfy, przed nacjonalizacją działająca pod firmą Magister Klawe. Przed wojną jej laboratorium skupowało od okolicznych uliczników chwytane przez nich koty – po 50 gr za sztukę, mniej więcej równowartość biletu do kina. Ciekawe, czy opisujący w Pokoleniu okupacyjną Wolę Czeszko miał i tego świadomość.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj