W przeddzień powstania styczniowego polskie społeczeństwo dalekie było od jednomyślności, a w debacie politycznej i społecznej ścierały się różne koncepcje. To, co się stało w 1862 r., doprowadziło do powstania „państwa podziemnego” z własnymi władzami. Pod naciskiem zagrożonych przymusowym poborem do wojska spiskowców zdecydowano się na rozpoczęcie powstania, mimo skrajnie niedogodnej sytuacji. Rozpoczęte 22 stycznia 1863 r. powstanie było nieprzygotowane pod żadnym względem. Brakowało broni i kadry dowódczej. Powiedzenie o zdobywaniu kosami karabinów, karabinami armat, a armatami twierdz okazało się złudnym hasłem propagandowym. Nie brakowało tylko zapału. Manifest Rządu Tymczasowego wezwał Polaków na bój śmiertelny, jednak do walk w noc styczniową ruszyło zaledwie 5 tys. powstańców. Przez cały zryw przewinęło się ok. 150 tys. żołnierzy, ale jednorazowo pod bronią nie było ich więcej niż 30 tys. Powstanie, w zamyśle ogólnonarodowe, sprowadziło się do walki partyzanckiej. Chociaż często była ona pasmem bohatersko stoczonych starć i potyczek, a wielu walczących wykazało się bohaterską postawą, to izolowane od siebie odziały nie były w stanie prowadzić skoordynowanych działań zbrojnych. Trwające 14 miesięcy powstanie przyniosło falę niespotykanych dotąd represji. Przez wiele kolejnych lat pamięć o powstańcach żyła w społeczeństwie, towarzyszyła oddziałom biorącym udział w walkach narodowowyzwoleńczych w latach 1914-1920, była obecna w literaturze i sztuce. W odrodzonej Polsce również pamiętano o powstańcach styczniowych. Otaczano ich czcią i opieką. Każdy żołnierz i oficer, bez względu na stopień, z marszałkami na czele, miał obowiązek jak pierwszy oddawać honory uczestnikom walk z roku 1863.