Autor: Michał Krasucki
Już od południa narastało napięcie. Najpierw luźna myśl. Potem radość. Ekscytacja. Wreszcie przyśpieszone bicie serca. Coraz bliżej godziny 17. Po pracy szybkim krokiem. Najpierw z Żelaznej w Ogrodową, dalej w Solną, potem w prawo i już. Leszno 35. Bilety zakupione wcześniej trzeba było mieć przy sobie, bo zdobycie ich na miejscu graniczyło z cudem. W środku gwar, prawie 900 osób. Grają „Księżniczkę Czardaszkę”, a w jednej z głównych ról urocza Stefania Grodzieńska w roli Stasi Eigenberg. Teatr Femina. Jeszcze w 1936 r. w modernistycznej kamienicy urządzono wygodne, nowoczesne kino. Za jego projekt odpowiadał Juliusz Żórawski, architekt specjalizujący się eleganckich apartamentowcach i luksusowych wnętrzach. Po wrześniu 1939 r. w kinie ulokowała się niemiecka rewia, ale już w niespełna rok później, po włączeniu kwartału do getta, otwarto scenę żydowską. Był to jeden z sześciu dużych teatrów działających w zamkniętej dzielnicy. Teatr Femina od początku miał pełnić rolę miejsca dla nieco bardziej wymagającej widowni; rolę dyrektora artystycznego pełnił sam świetny Jerzy Jurandot, a obsadę stanowili najlepsi aktorzy. Grano co prawda głównie popularne w gettcie widowiska i operetki, ale za to na najwyższym poziomie. Bilet do teatru kosztował niespełna 2 złote. Kilkakrotnie mniej niż kilogram czarnego chleba. Za to przez parę godzin można było zapomnieć o tym co na zewnątrz. I żyć. Spektakle zazwyczaj startowały ok. 17 -17:30, a kończyły się przed 20. W gettcie już od 21 obowiązywała godzina policyjna. Ostatnią sztukę Teatr Femina wystawił 26 czerwca 1942 r. Premierze „Bajadery” towarzyszyła feria barwnych strojów, dekoracji i dwa chóry: żeński i męski. W miesiąc później zaczęła się Wielka Akcja likwidacyjna, a kwartał na południe od Leszna został wyłączony z getta. Budynek istnieje do dziś. I powojenny neon. W środku w salach d. teatru niedawno rozgościła się Biedronka.
Współrzędne: 52.242058,20.994544