Autor: Tatiana Hardej
W XVIII w. nikt nie mógłby przewidzieć, że w miejscu dawnej pracowni Marcella Bacciarellego przy Zamku Królewskim w Warszawie powstanie najbardziej znany w stolicy urząd stanu cywilnego – Pałac Ślubów. Z drugiej strony, gdyby nie Stanisław August i jego przywiązanie do sztuki, Marcello Bacciarelli nie zostałby pewnie Pierwszym Malarzem na królewskim dworze, a bez niego nie byłoby Bacciarellówki – budynku, którego historia jest co najmniej równie ciekawa, jak obrazy, które tam powstawały.
Podczas odbudowy Bacciarellówki w latach sześćdziesiątych XX w. odkryto fragmenty murów, których metryka sięga późnego średniowiecza. „Nie udało się ich scalić w koncepcyjny plan domniemanej budowli” – pisze Anita Chiron-Mrozowska w wydanym niedawno przez Zamek Królewski w Warszawie opracowaniu na temat Bacciarellówki. „Zabudowa średniowiecznego Zamku w tej części jest nadal w znacznej mierze tajemnicą” (A. Chiron-Mrozowska, Bacciarellówka – pracownia i szkoła artystyczna króla Stanisława Augusta, Warszawa 2018, s. 56-57). Wiadomo jednak ponad wszelką wątpliwość, że korzenie dzisiejszej Bacciarellówki sięgają wieku XV. Teren sąsiadujący z Zamkiem od północy był zagospodarowywany od czasów książąt mazowieckich – już wtedy głównej siedzibie władców Mazowsza, zwanej Curia Maior, towarzyszył Dwór Mniejszy, Curia Minor. Wraz z upływem wieków w tym rejonie przybywało budynków, początkowo drewnianych, z czasem także murowanych. Dopiero jednak za panowania Augusta III zaplanowano rozbudowę włączającą w zamkową bryłę obszar sięgający aż do Dworu Mniejszego. Planów tych nie udało się zrealizować do końca. Ujednolicono co prawda elewację przylegającą do Dziedzińca Kuchennego do wysokości pierwszego piętra, od strony Wisły panowała jednak duża różnorodność. W jednym z tych budynków, wyposażonym w poczwórne okna i dwuspadowy dach, mieściła się w drugiej połowie XVIII w. pracownia Marcella Bacciarellego. Bacciarelli przybył do Warszawy wraz z dworem Augusta III, który przeniósł się z Drezna w niespokojnych czasach wojny siedmioletniej. Malarz musiał być już wówczas cenionym artystą – stanowisko na dworze w Wiedniu proponowała mu nawet cesarzowa Maria Teresa. Jeszcze za panowania saskiego zawarł znajomość z rodziną Poniatowskich. Kiedy więc Stanisław August w 1764 r. został królem Polski, Marcello Bacciarelli mógł liczyć na posadę na jego dworze. Monarcha miał zresztą dla niego bardzo ambitne plany – liczył, że za sprawą Bacciarellego powstanie w Warszawie akademia sztuki z prawdziwego zdarzenia, a życie artystyczne osiągnie poziom europejski.
Połowa XVIII w. to w polskim malarstwie okres wyraźnego zastoju. „Było ono dalece sprowincjonalizowane – pisze Chiron-Mrozowska. Jego osiągnięcia nie mogły w żaden sposób satysfakcjonować bywałych w świecie arystokratycznych klientów, świeckich i duchownych, a to ich zamówienia decydowały o rozwoju życia artystycznego w kraju. Nie mogły też satysfakcjonować króla Stanisława Augusta” (A. Chiron-Mrozowska, Bacciarellówka…, s. 9). Największy problem stanowił ówczesny system kształcenia twórców – przestarzały, oparty na strukturze cechowej. Centrum życia artystycznego stanowiły Włochy, do których droga dla polskich malarzy była często zbyt długa, a przede wszystkim zbyt droga. W tym samym czasie w Europie powstawały już nowoczesne akademie artystyczne – od Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby w Paryżu czy florenckiej Akademii Rysunku i Malarstwa po liczne szkoły, których liczba w latach dziewięćdziesiątych XVIII w. przekroczyła setkę. W Bacciarellówce akademia z prawdziwego zdarzenia nigdy nie powstała. Stanisław August otrzymywał co prawda kolejne projekty, zarówno od Bacciarellego, jak i Michała Jerzego Wandalina Mniszcha czy Josepha Duhamela, nie zdecydował się jednak na finalizację tego przedsięwzięcia. „Czy tylko w obawie przed krytyką szerokich rzesz szlachty? – pyta Anita Chiron-Mrozowska. Sądzić można, że król obawiał się także, iż akademia stworzy zbyt sztywne ramy i ograniczy jego możliwości bezpośredniego wpływania na działania artystyczne” (A. Chiron-Mrozowska, Bacciarellówka…, s. 18). Nie znaczy to jednak, że zaniechano wszelkich prób reanimowania życia artystycznego. Przeciwnie. Król „zdołał z udziałem Bacciarellego zorganizować w Zamku ważny ośrodek kształcenia artystycznego, określany w źródłach po francusku Atelier, po polsku Malarnią, a niekiedy także akademią” (A. Chiron-Mrozowska, Bacciarellówka…, tamże). Wiadomo, że już przed 1778 r. Malarnia zajmowała budynek zwany odtąd Bacciarellówką. Na parterze i piętrze mieściły się pracownie i gabinety – poza pomieszczeniami zajmowanymi przez Bacciarellego, jego uczniów oraz pomocników także pracownia rzeźbiarska André Le Bruna, atelier Mateusza Tokarskiego oraz pokoiki służące za miejsce odpoczynku. Na górę prowadziły reprezentacyjne schody saskie. Pracownie urządzone były skromnie, ale nie biednie. Inwentarze wymieniają liczne stoły, stoliki, szafy, komody, kanapy i fotele. Najważniejsze były jednak przedmioty służące do pracy, zwłaszcza odlewy gipsowe rzeźb antycznych, m.in. „Apolla Belwederskiego”, „Wenus Medycejskiej” czy „Grupy Laokoona”, bogata kolekcja rycin i grafiki, a także manekiny, zbroje, ubiory i kostiumy od tureckich po hiszpańskie. Malarnia spełniała trzy podstawowe zadania.
Przede wszystkim zatrudnieni tam twórcy pozostawali w służbie monarchy i zaspokajali wszelkie jego potrzeby artystyczne – kopiowali portrety Stanisława Augusta, tworzyli dzieła sztuki stanowiące później wyposażenie królewskich rezydencji, zapewniali oprawę uroczystości dworskich. O wiele ciekawsza była jednak rola Malarni jako nieformalnej szkoły artystycznej. Edukacja w Bacciarellówce obejmowała trzy etapy: rysownika, małego malarza i wreszcie malarza. Zajęcia łączyły praktyczne nauczanie rysunku oraz teoretyczne podstawy anatomii, geometrii i perspektywy. Dopiero potem uczniowie wybierali „specjalizację” – malarską u boku Bacciarellego, rzeźbiarską w Skulptorni Le Bruna bądź architektoniczną (zwykle w którejś ze szkół wojskowych). Częścią swoistej metodologii były konkursy na najlepsze studia rysunkowe z żywego modela, nagradzane np. królewskim medalem Diligentiae. Zresztą właśnie żywi modele – konkretnie modelki – odróżniały szkołę działającą w Bacciarellówce od klasycznych akademii. Na Zachodzie zatrudnianie do pozowania kobiet było surowo zakazane ze względów moralnych. W Warszawie – wręcz przeciwnie. Modelki nie tylko otrzymywały wynagrodzenie za pracę, ale też cieszyły się szczególnymi względami króla, który obdarowywał je kosztownościami i zainteresowaniem, wywołując zgorszenie wśród mieszkańców stolicy. Jędrzej Kitowicz w Pamiętnikach pisał o Bacciarellim: „Pod pozorem wydoskonalenia sztuki malarskiej założył muzeum malarskie, do którego schodzili się malarze przedniejsi warszawscy, a między nich na stół wchodziła płatna niewiasta, rozbierała się do naga i układała w różne figury, jak jej kazano […]. Król zaś jegomość, siedząc w loży między malarzami, przypatrywał się z gustem oryginałowi do kopiowania wystawionemu; czasem nawet, sprowadziwszy do pokoju sypialnego, sztychował go dłutem przyrodzonym” ( J. Kitowicz, Pamiętniki czyli Historia polska, Warszawa 1971, s. 334). Przez Bacciarellówkę przewinęło się prawdopodobnie około 70-80 uczniów. Była ona jednak nie tylko namiastką akademii, ale też salonem Warszawy, w którym spotykali się najwybitniejsi artyści czasów stanisławowskich oraz arystokraci zamawiający portrety u Bacciarellego. Bardzo często bywał w pracowni sam Stanisław August: „Król po prostu chyba lubił spędzać czas w Malarni nie tylko ze względu na konieczność pozowania” (A. Chiron-Mrozowska, Bacciarellówka…, s. 40). Ponad 20 lat po śmierci monarchy, w 1817 r. Marcello Bacciarelli został honorowym dziekanem nowo utworzonego wydziału sztuk pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Budynek, w którym mieściła się niegdyś jego pracownia, stał się Bacciarellówką już tylko z nazwy. Za czasów rosyjskich mieściły się w nim mieszkania urzędników gubernatorskich. Po 1918 r. pomieszczenia dawnej Malarni wykorzystano na pracownie konserwatorskie i mieszkania. W trakcie wojny jeden z lokali zajmował Kazimierz Skórewicz, późniejszy orędownik idei odbudowy Zamku.
Bacciarellówka nieodwołalnie straciła jednak funkcję pracowni artystycznej, a w czasie powstania warszawskiego podzieliła los całej Starówki. Kiedy 25 lipca 1969 r. oddawano do użytku wskrzeszoną po wojennych zniszczeniach Bacciarellówkę, satysfakcja z reaktywacji dominowała nad pewnym żalem związanym z odseparowaniem budynku od reszty Zamku. Reszty wówczas przecież nieistniejącej – decyzja o odbudowie zapadła dopiero w 1971 r. „Nie protestowaliśmy w związku z odbudową Bacciarellówki przeznaczonej na pałac ślubów – czytamy w Walce o Zamek Stanisława Lorentza. – Wydawało nam się, że […] urząd stanu cywilnego w beznadziejnej sytuacji, w jakiej znalazła się odbudowa Zamku, będą czynnikiem pozytywnym, bo przynajmniej w części teren zamkowy ożyje i przypominać będzie o konieczności pełnej odbudowy królewskiej rezydencji” (S. Lorentz, Walka o Zamek. 1939-1980, Warszawa 1986, s. 56). Reprezentacyjny charakter Pałacu Ślubów podkreślały odrestaurowane schody saskie, które przetrwały wojnę do wysokości pierwszego piętra. Poza klatką schodową wnętrze niemal całkowicie przebudowano, dostosowując je do narzuconej przez władze funkcji. Nie wszyscy byli zwolennikami tej „fantazji architektonicznej”. Stanisław Lorentz pisał: „Nie wolno było całkowicie znegliżować zabytkowego charakteru wnętrz, zatrzeć wszelkich śladów po Akademii Sztuk Pięknych wieku Oświecenia” (S. Lorentz, Walka o Zamek…, tamże). Zamiast niewielkich pokoików służących jako pracownie czy mieszkania potrzebne były jednak pełne splendoru sale, nadające właściwą oprawę promowanym przez partię świeckim ceremoniom ślubnym. Autorzy projektu, prof. Jan Bogusławski i inż. Irena Oborska, zdecydowali się zrealizować koncepcję saską i włączyć budowlę w bryłę północnego skrzydła Zamku. Wiązało się to ze znacznymi zmianami w wyglądzie budynku w stosunku do stanu sprzed 1939 r. Rozebrano zrujnowane mury i dobudowano jedno piętro, przez co wyrównano wysokość Bacciarellówki i sąsiadującego z nią – in spe – Zamku. Budynek zyskał planowaną jeszcze przez Sasów elewację od strony Wisły, a po przykryciu obu gmachów wspólnym dachem stał się faktycznym przedłużeniem zamkowego skrzydła w kierunku północnym. Dziś tak od strony Wisły, jak i Dziedzińca Kuchennego trudno poznać, gdzie kończy się Zamek, a zaczyna Pałac Ślubów. Jest w tym pewien paradoks – w tym samym czasie, gdy obie instytucje zyskały podobny wygląd, straciły wspólną funkcję. Obrazy namalowane w Bacciarellówce wciąż jednak wiszą w Zamku Królewskim w Warszawie.
Tatiana Hardej
Artykuł pochodzi z numeru 5-6, 2019 „Spotkań z Zabytkami”.